Tekst to naprawdę wart lektury, bo interesujący, jasno i komunikatywnie napisany, a przede wszystkim poruszający niezwykle ważny problem dogadywania się ludzi i rozumienia siebie wzajemnie. Nie ma większej radości dla autorów i redaktorów niż tak gigantyczne audytorium. A jeśli choćby mały procent tych przymusowych czytelników weźmie sobie wskazania zawarte w artykule do głów i serc, to naprawdę będzie to dla nich – na progu dorosłości - duża rzecz. Zwłaszcza w kraju, w którym tak ciężko idzie nam z dogadywaniem się - od sfery publicznej i politycznej poczynając, do najzwyklejszych międzyludzkich relacji codziennych, w których tyle nieufności, wrogości i niezrozumienia.
Centralna Komisja Egzaminacyjna uczyniła z artykułu materiał, który maturzyści mieli przeczytać, a następnie – odpowiadając na testowe pytania - wykazać się umiejętnością czytania ze zrozumieniem. Czyli – trochę bardziej po polsku mówiąc – powinni dowieść, że zrozumieli to, co przeczytali.
I jak to z testami bywa, jakkolwiek pytania wydają się sprytne, to niekoniecznie sprawdzają one to, co sprawdzać powinny. No bo na przykład, czy z trafnej odpowiedzi na pierwsze pytanie testu, jaką funkcję pełni seria pytań na początku artykułu, wynika, że czytelnik zrozumiał cokolwiek z materii owego artykułu? Trafną odpowiedzią udowodni raczej, że ma zadatki na redaktora.
Otóż pytania na początku tego typu wypowiedzi dziennikarskiej są jednym z rutynowo stosowanych zabiegów redaktorskich. To eksplikacja problemu, lead, jak to się w redaktorskim żargonie określa – haczyk, który połknie czytelnik. Zapowiadając to, co się w tekście znajdzie, pytania te mają za zadanie wciągnąć czytelnika w lekturę, zasugerować, że problem dotyczy potencjalnie każdego człowieka.