Front jest ideowo zwarty, ale organizacyjnie jest mocno zróżnicowany, tak aby powstało wrażenie, że wiele środowisk popiera PiS spontanicznie, z różnych pozycji i motywacji. Jest więc namiot Solidarnych 2010, gdzie zatroskana stanem państwa profesura wygłasza wykłady dla przechodniów, ale jest też szpica, czyli prezes i jego ludzie. Jeżeli jadą w teren, to całą zwartą grupą: 50 posłów i senatorów jednego dnia odwiedza województwo czy powiat. Jeśli będzie trzeba, to do lokali wyborczych, aby nie sfałszowano najbliższych wyborów, partia jest gotowa rzucić 25 tys. aktywistów, którzy spędzą tam i całą noc, jeśli Platforma będzie się upierać przy dwóch dniach głosowania. Znajdzie się kilkaset osób do rozmowy prezesa Kaczyńskiego z młodymi (szykowany jest taki kongres). Ma to robić wrażenie wielkich przedsięwzięć i wielkich liczb.
Z okazji pięciodniowej konferencji „Polska – Wielki Projekt” znów głośno było o Instytucie Sobieskiego, który te obrady 700 osób ze sfery nauki i kultury zorganizował. Sam Instytut Sobieskiego, chociaż formalnie nie jest związany z PiS, stanowi jego bardzo ważną przybudówkę. Trzeba zresztą przyznać, że w środowiskach prawicowych tworzenie tego typu zaplecza intelektualnego ma sporą tradycję. Jeszcze Wiesław Walendziak i Kazimierz Marcinkiewicz utworzyli Instytut Środkowoeuropejski, którego idea nie okazała się trwała – drogi polityków dawno się rozeszły. Ale Instytut Sobieskiego, w którym ważną rolę odgrywają ludzie związani właśnie z Marcinkiewiczem (wszak jego szefem jest Paweł Szałamacha, który robił karierę w rządzie Marcinkiewicza), trwa i rozwija się, współtworzy programy gospodarcze PiS, przygotowuje projekty opinii i inicjatyw legislacyjnych.