Kraj

Wszyscy ludzie prezesa

Obóz Kaczyńskiego. Kto w nim jest?

Jarosław Kaczyński w Sejmie, w otoczeniu współpracowników z PiS. Pierwszy z lewej: Mariusz Błaszczak, pierwszy z prawej: Adam Hoffman. Obok prezesa PiS Antoni Macierewicz. Jarosław Kaczyński w Sejmie, w otoczeniu współpracowników z PiS. Pierwszy z lewej: Mariusz Błaszczak, pierwszy z prawej: Adam Hoffman. Obok prezesa PiS Antoni Macierewicz. Lech Gawuc / Reporter
PiS jest dziś niewątpliwie partią najlepiej zorganizowaną, najbardziej nowoczesną w swej formule działania. Ma też armię najbardziej energicznych sympatyków, publicystów i blogerów.
Znany obrazek z przed Pałacu Prezydenckiego. Solidarni 2010 i ich namiot.Tomasz Adamowicz/Forum Znany obrazek z przed Pałacu Prezydenckiego. Solidarni 2010 i ich namiot.
Jarosław Kaczyński w swoim żywiole - sam na sam ze swoimi wyznawcami.Tomasz Gzell/PAP Jarosław Kaczyński w swoim żywiole - sam na sam ze swoimi wyznawcami.

Front jest ideowo zwarty, ale organizacyjnie jest mocno zróżnicowany, tak aby powstało wrażenie, że wiele środowisk popiera PiS spontanicznie, z różnych pozycji i motywacji. Jest więc namiot Solidarnych 2010, gdzie zatroskana stanem państwa profesura wygłasza wykłady dla przechodniów, ale jest też szpica, czyli prezes i jego ludzie. Jeżeli jadą w teren, to całą zwartą grupą: 50 posłów i senatorów jednego dnia odwiedza województwo czy powiat. Jeśli będzie trzeba, to do lokali wyborczych, aby nie sfałszowano najbliższych wyborów, partia jest gotowa rzucić 25 tys. aktywistów, którzy spędzą tam i całą noc, jeśli Platforma będzie się upierać przy dwóch dniach głosowania. Znajdzie się kilkaset osób do rozmowy prezesa Kaczyńskiego z młodymi (szykowany jest taki kongres). Ma to robić wrażenie wielkich przedsięwzięć i wielkich liczb.

Z okazji pięciodniowej konferencji „Polska – Wielki Projekt” znów głośno było o Instytucie Sobieskiego, który te obrady 700 osób ze sfery nauki i kultury zorganizował. Sam Instytut Sobieskiego, chociaż formalnie nie jest związany z PiS, stanowi jego bardzo ważną przybudówkę. Trzeba zresztą przyznać, że w środowiskach prawicowych tworzenie tego typu zaplecza intelektualnego ma sporą tradycję. Jeszcze Wiesław Walendziak i Kazimierz Marcinkiewicz utworzyli Instytut Środkowoeuropejski, którego idea nie okazała się trwała – drogi polityków dawno się rozeszły. Ale Instytut Sobieskiego, w którym ważną rolę odgrywają ludzie związani właśnie z Marcinkiewiczem (wszak jego szefem jest Paweł Szałamacha, który robił karierę w rządzie Marcinkiewicza), trwa i rozwija się, współtworzy programy gospodarcze PiS, przygotowuje projekty opinii i inicjatyw legislacyjnych. Instytutowe zaplecze PiS jest rozwinięte bardziej niż w innych partiach. Powoływane są nawet instytuty powiatowe (mają w nich wedle zapowiedzi działać osoby o autorytecie lokalnym), działa już instytut w Lublinie (nosi imię Kazimierza Wielkiego) czy Jagielloński w Krakowie.

Zespół podróżny

Trudno też nie zauważyć, że PiS swoje zaplecze łatwo dostosowuje do zmieniających się okoliczności. Katastrofa smoleńska podniosła temperaturę życia społecznego, wyrąbywała nowe społeczne podziały i tym samym stała się zaczynem do powstawania nowych ruchów, stowarzyszeń, klubów, organizacji, fundacji czy nagród (jak choćby nagroda im. Lecha Kaczyńskiego, którą niedawno wręczono Wojciechowi Kilarowi).

Trudno właściwie zliczyć wszystkie organizacje, jakie powstały wokół PiS. Najczęściej przywołuje się „Gazetę Polską” i jej kluby (POLITYKA 19), ale przecież zarówno sama katastrofa, jak i wojna o krzyż i pomnik na Krakowskim Przedmieściu stały się zaczynem organizacji w rodzaju stowarzyszenia Solidarni 2010, Katyń 2010 czy wreszcie Fundacji im. Lecha Kaczyńskiego, która zaistniała z okazji rocznicy katastrofy jako radykalnie antyrządowy byt polityczny. „Gazeta Polska” i kluby mają sporą sprawność organizacyjną, łatwość organizowania imprez, marszów z pochodniami i bez, pikiet, mogą korzystać z gościnności wielu parafii, pomocy struktur PiS w terenie, biur poselskich i jest to spore wsparcie, gdyż partia liczy ponad 23 tys. członków.

Wspomaga je Antoni Macierewicz, którego zespół – badający ponoć przyczyny katastrofy smoleńskiej – stał się uzasadnieniem dla podróży posła po kraju z pogadankami przybliżającymi wszystkie spiskowe teorie katastrofy. I o ile regularne konferencje Macierewicza w Sejmie nie przyciągają już dziennikarzy, o tyle trudno nie docenić roboty, jaką wykonuje w terenie, gdzie teorie spiskowe wciąż mają wzięcie. Na spotkania przychodzi nawet po kilkaset osób. I po to tak naprawdę potrzebny jest Kaczyńskiemu ten parlamentarny zespół. Jeszcze jeden instrument w orkiestrze.

Medialny front

Przetrzebienie pisowskich kadr w telewizji nie jest specjalnym uszczerbkiem propagandowym. Udało się bowiem stworzyć spory rynek filmów o katastrofie, które krążą po Polsce nie tylko jako dodatki do gazet (głównie do „Gazety Polskiej”), ale także pokazywane są na specjalnych seansach gromadzących po kilkaset osób. Film „Mgła”, jak twierdzą jego autorki, obejrzało już blisko 2 mln widzów. W ten sposób powstał wielki propagandowy drugi obieg (nakłady tych filmów sprzedanych z gazetami sięgają 150 tys.). A przecież są jeszcze cieszące się nie mniejszym wzięciem takie pozycje, jak wybitnie antyrosyjski „List z Polski”, „Solidarni 2010”, „Krzyż”.

Z projekcjami tych dwóch ostatnich jeżdżą po kraju Ewa Stankiewicz i Jan Pospieszalski. Też ściągają publiczność, nie pozwalając wyczerpać się smoleńskiemu paliwu. To stowarzyszenie Solidarni 2010 jest autorem apeli do obywateli Europy, by walczyli ze smoleńskim kłamstwem autorstwa MAK, jak i z nieudolnością polskiego rządu; pod jego auspicjami organizowano pamiętną wystawę w Parlamencie Europejskim. To oni stawiają biały namiot przed Pałacem Prezydenckim, by głosić, że Tusk i Komorowski to zdrajcy. Mają swoje wyposażenie, gadżety.

3 maja, po oficjalnych uroczystościach, w trakcie których bez przerwy płynął z głośników ten sam tekst o zdrajcach narodu, wychodzącym z pałacu uprzejmie rozdawano firmowe parasole, bo akurat mocno się rozpadało. Jarosław Kaczyński może tylko raz w miesiącu pojawiać się w tym miejscu, by zagrzewać swych żołnierzy do walki; oni są tu codziennie. Taki podział ról jest bardzo wygodny. Oficjalnie PiS niczego nie organizuje, to nie ono jest ugrupowaniem najbardziej agresywnym, to po prostu dzieje się wola ludu, to jest ten oddolny, społeczny głos wołający o zachowanie pamięci największego prezydenta, jakiego miała Polska, a pamięć którego chcą wymazać liberalne elity.

Front pisowskich dziennikarzy wyraźnie się poszerza i radykalizuje. Ci, którzy jeszcze niedawno czuli się sierotami po PO-PiS, dziś już zdecydowanie są po drugiej stronie, w obozie Kaczyńskiego. To nie jest czas na obiektywizm, na udawanie, że może ktoś inny też miewa rację. To jest czas walki.

Przystąpiła do niej „Rzeczpospolita”, starająca się zachować pozory pluralizmu i drukująca także autorów krytycznych wobec PiS, chociaż to nie oni nadają ton. Głównym orężem stał się jednak tygodnik „Uważam Rze”. Z numeru na numer radykalizuje się tak bardzo, że nawet w „Gazecie Polskiej” zapanował nastrój paniki. Na razie tygodnik (wciąż najtańszy na rynku) odnosi rynkowy sukces, a więc jest to świadectwo, że zapotrzebowanie na radykalizm istnieje. Dziennikarze „Rzeczpospolitej” i jej tygodnika już otwarcie występują na partyjnych imprezach PiS (wcześniej czynił to przede wszystkim naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz).

Potwierdza się skuteczność długofalowej polityki PiS, a właściwie jeszcze Porozumienia Centrum. Stypendyści Lipińskiego, takie określenie od dawna funkcjonuje w środowisku dziennikarskim, obejmuje grupę dziennikarzy o bardziej lub mniej znanych nazwiskach, którzy przy okazji różnych zakrętów, utraty pracy w kolejnych bankrutujących czy zmieniających właścicieli prawicowych tytułach zawsze mogli liczyć na pomoc partii. Przez długi czas taką przechowalnię stanowił miesięcznik „Nowe Państwo”.

Zanim dostał się pod skrzydła „Gazety Polskiej” i zupełnie zmienił charakter, był ciekawym pismem, poświęcającym sporo miejsca tematyce międzynarodowej, w którym swoje analizy publikowali prawicowi publicyści, a Jarosław Kaczyński kreślił własne wizje polskiej Bawarii. Miesięcznik tworzyła i zawiadywała nim Halina Wojnarska, żona wiecznie zabieganego Adama Lipińskiego, wiceprezesa PiS (dziś redaktorka w „Rzeczpospolitej”).

Ten system pomocy znakomicie się sprawdził, bo zawsze, gdy pojawiała się nowa szansa telewizyjna, radiowa czy gazetowa, był zespół, który mógł stanowić trzon ideowy redakcji, czuł więź środowiskową i miał bardzo ścisłe kontakty z politykami PiS. Czasem wręcz trudno było wyznaczyć granice między polityką a dziennikarstwem, a przewaga stypendystów nad innymi polegała także na zasobie informacji z wnętrza polityki. Dziś są oni głównie w „Rzeczpospolitej” i jej tygodniku.

Potęga w sieci

Prawdziwą potęgą jest jednak PiS w Internecie. Nikt tak, jak ta najbardziej anachroniczna w programowych treściach partia, nie posługuje się tak zręcznie i na taką skalę tym nowoczesnym narzędziem. Trudno zliczyć wszystkie strony internetowe i ściśle partyjne profile na serwisach społecznościowych. Jest oczywiście główna strona partyjna, bijąca na głowę serwisy PO łatwością poruszania się po niej i aktualnością treści, jest strona klubu parlamentarnego i strony poszczególnych posłów, ale jest o wiele więcej: serwis RozliczPlatformę, portal społecznościowy myPiS, strona SympatycyPiS; są profile na serwisach społecznościowych, takich jak Facebook – w tym dziesiątki profilów różnych przedstawicielstw partii oraz zakładanych przez samych polityków PiS i stronników partii Kaczyńskiego. Jest PiS na Naszej Klasie i oczywiście na Twitterze. Są strony sympatyzujące z PiS: Niezależna.pl, Fronda.pl, Salon24.pl, wPolityce.pl. Do tej kategorii wielu zalicza słynną ostatnio stronę AntyKomor.pl. W obronę jej autora i kreowanie go na ofiarę cenzury zaangażowali się natychmiast politycy PiS i ich prawnicy. W ten sposób autor strony wyrósł na bohaterskiego obrońcę wolności słowa w Internecie.

Można też bez większego trudu dotrzeć do stron programowych, np. nowoczesnawies, projektpis (to na temat zmian w systemie emerytalnym). Te programowe są ubogie i mało atrakcyjne, pozostałe często kipią emocjami, nienawiścią, najbardziej niewyszukanymi epitetami pod adresem rządzących i każdego, kogo ogłosi się zwolennikiem PO.

Internetowi sympatycy PiS wykazują się niesamowitą aktywnością na różnych forach dyskusyjnych, często używając obelżywego języka. Oczywiście są jeszcze blogi. Marnym blogerem okazał się sam prezes, nawet Marta Kaczyńska już nie walczy tak ostro, jak zaczynała, Anna Fotyga coraz rzadziej epatuje radykalizmem, ale są tacy blogerzy jak Ryszard Czarnecki, Zbigniew Girzyński czy byli peeselowcy – Zbigniew Kuźmiuk i Janusz Wojciechowski (charakterystyczne, że niemal wszyscy przeszli przez inne partie, a więc teraz muszą się wykazać walecznością i zasługami) – którzy wroga politycznego, czyli głównie Tuska, nie oszczędzają. Internetowe imperium PiS jest właściwie nie do ogarnięcia. Takiego nie ma dziś żadna inna partia.

Gdy więc rozwinąć wszystkie hufce Kaczyńskiego, to mamy szeroki front, gotowy do realizacji zadania, które dziś nazywa się, być może wstępnie, „Polska – Wielki Projekt”. Na razie udało się zrealizować jego ważną część: „PiS – Wielki Projekt”.

Janina Paradowska
współpraca Malwina Dziedzic

Prawe thinki, Sprawiedliwe tanki

Instytut Sobieskiego – fundacja założona 6 lat temu m.in. przez Pawła Szałamachę – wiceministra skarbu w rządzie PiS, „bezpartyjnego pisowca” – jak sam o sobie mówił; obecnie prezesa zarządu IS. Instytut skupia się na bieżącej polityce oraz kwestiach społeczno-gospodarczych; prowadzi analizy, opracowuje strategie, inicjuje debaty publiczne. W gronie ekspertów IS znaleźli się m.in.: Mirosław Barszcz (minister budownictwa w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego), Paweł Soloch (za rządów PiS podsekretarz stanu w MSWiA) i Witold Waszczykowski (były wiceminister spraw zagranicznych i zastępca szefa BBN). Eksperci IS uczestniczyli m.in. w opracowywaniu programu polityki rodzinnej, który w marcu 2007 r. wraz z Joanną Kluzik-Rostkowską przedstawił Jarosław Kaczyński. Fundacja utrzymuje się głównie z działalności gospodarczej. Mimo wyraźnie propisowskiej orientacji IS podkreśla, że jest niezależny od partii politycznych.

Instytut Jagielloński – ośrodek analityczny o statusie fundacji. Fundatorem jest prof. Wojciech Roszkowski, historyk i ekonomista, członek honorowego komitetu poparcia Lecha Kaczyńskiego, były europoseł PiS. IJ był jedną z organizacji, które zainicjowały Ruch 10 Kwietnia (zasłynął manifestacją, podczas której obrys Tupolewa na pl. Piłsudskiego w Warszawie wypełniono demonstrantami; R10K nie przekształcił się jednak w żadną poważną organizację, przestał działać w sierpniu 2010 r.). Misją IJ jest „podnoszenie znaczenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej we współczesnym świecie”.

Instytut Polska Racja Stanu 2010 im. Lecha Kaczyńskiego – nowa inicjatywa PiS, próba zawalczenia o elektorat inteligencki. Pomysłodawcami są posłowie Andrzej Jaworski i Maks Kraczkowski. Oprócz polityków PiS w projekt zaangażowani są także przedstawiciele świata nauki – m.in. prof. Jerzy Falandysz, prof. Marek Czachor oraz prof. Jerzy Urbanowicz. Działalność Instytutu ma skupiać się na promowaniu idei bliskich prezydentowi Kaczyńskiemu oraz organizowaniu debat eksperckich i konferencji naukowych poświęconych sprawom gospodarczym i społecznym. Pierwsza debata dotyczyła energii jądrowej. Instytut ma mieć status fundacji (co ułatwi m.in. pozyskiwanie z różnych źródeł funduszy na działalność, choć – jak zapowiada Jaworski – na razie funkcjonowanie Instytutu będzie finansowane z wpłat fundatorów).

Solidarni 2010 – stowarzyszenie, którego prezeską jest Ewa Stankiewicz, współautorka (wraz z Janem Pospieszalskim) m.in. „Solidarnych 2010” i „Krzyża”. Ruch powstał po to, „by prawda, sprawiedliwość i poszanowanie godności człowieka były obecne w życiu publicznym w Polsce”. O stowarzyszeniu zrobiło się głośno za sprawą namiotu rozłożonego z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim. Solidarni 2010 zasłynęli też okrzykami „hańba” i „zdrada” podczas styczniowego przemówienia premiera Tuska w Sejmie, dotyczącego działań rządu po katastrofie smoleńskiej. Solidarni współpracują z organizacjami zrzeszającymi Polaków za granicą; powołali Uniwersytet Wolnej Polski (pierwszy wykład odbył się pod koniec lutego w Warszawie – wygłosił go, związany z imperium o. Rydzyka, Józef Szaniawski).

Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 – działa w nim część rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem (m.in. Andrzej Melak, Magdalena Merta i Zuzanna Kurtyka). W lipcu 2010 r. wystosowali apel o powołanie międzynarodowej komisji technicznej, mającej wyjaśnić przyczyny katastrofy, żądali też przesłuchania m.in. Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, Bogdana Klicha i Radosława Sikorskiego (zebrali ponad 330 tys. podpisów). Starają się zainteresować swoimi postulatami Parlament Europejski. Niedawno polskie MSZ oddało przedstawicielom stowarzyszenia zdjętą przez Rosjan tablicę upamiętniającą ofiary (samowolnie umieszczoną przez nich na lotnisku Siewiernyj).

Polityka 23.2011 (2810) z dnia 30.05.2011; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszyscy ludzie prezesa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną