Osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, które Aleksandrze Jakubowskiej wymierzył warszawski sąd, to nie jest wielka kara. Ale samo sądowe stwierdzenie urzędniczej winy się liczy. Tylko czy byłą wiceminister kultury, z racji urzędu prowadzącą nowelizację ustawy medialnej, którą Lew Rywin chciał sprzedać Agorze, skazano za to, za co trzeba? Czy jej największym grzechem było pojawianie się i znikanie słów „lub czasopisma”? Widzę w tym wyroku raczej objaw desperacji prokuratorów i sędziów, którzy nie umieli cęgami paragrafów chwycić istoty problemu.
Warto sobie przypomnieć, gdzie był ten problem, żeby nie poszła w las nauka afery, która przeorała polskie życie polityczne i za którą zapłaciliśmy zmarnowanymi latami IV RP.
Myślę, że oglądając brytyjskich kolegów po fachu (dziennikarskim i politycznym), mordujących się podczas przesłuchań w Izbie Gmin, minister Jakubowska ma liczne refleksje i reminiscencje. Anglicy powtarzają, że sprawa Murdocha i „News of the World” to ich Watergate. Ale bardzo się mylą. To jest, wypisz wymaluj, brytyjska afera Rywina.
Watergate to była afera władzy, która sięgnęła po niedozwolone metody (nielegalny podsłuch u konkurenta), a potem okłamywała wyborców i Kongres. Na początku w sprawie „NoW” też chodziło o podsłuchy i zhakowane skrzynki. Dziś jest to tylko techniczny pretekst afery. Podobnie jak łapówka, której bezskutecznie domagał się Rywin. Gdyby chodziło tylko o nielegalne podsłuchy, byłoby najwyżej głośne pospolite przestępstwo. Podobnie jak w sprawie Rywina nie byłoby afery, gdyby absurdalne żądanie łapówki za ustawę było jedynym problemem.