Prawica z lustracyjnym zapałem od paru tygodni tropi jawnych i tajnych satanistów. To groteskowa mutacja polskiego piekła. Z okładki „Gazety Polskiej” spoglądają groźnie „ziomale Nergala”: prof. Tomasz Nałęcz i minister Sławomir Nowak z otoczenia prezydenta Komorowskiego oraz prezes TVP Juliusz Braun. W „strefie wolnego słowa”, jaką mianowała się „GP”, uznano ich za promotorów satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.
Odgrzewana i podgrzewana afera z muzykiem Darskim okazała się politycznie użyteczna: pozwoliła prawicy zaatakować obóz Tuska – w gorącym kampanijnym okresie – pod hasłem obrony wartości chrześcijańskich. Sam prezes Kaczyński, i to na Jasnej Górze, ogłosił, że w Polsce trwa potężna kampania satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.
W istocie jest dokładnie odwrotnie: to prawica polityczna i kościelna wypuściła demony, rozpętując satanistyczną nergalomanię w walce o władzę. Szatan stał się jedną z głównych figur polskiej kampanii wyborczej A.D. 2011. Śmieszy, tumani, przestrasza.
Znajomy ksiądz opowiadał redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” Tomaszowi Sakiewiczowi, że diabeł woli, jak ludzie w niego nie wierzą. Bo jeśli nie ma diabła, to nie ma i „osoby planującej zło”. Odpowiedzialność się rozmywa. Ale Sakiewicz nie jest niewiernym Tomaszem. Diabeł istnieje – przekonuje – konkretnie objawia się w elitach III RP. Wspólnie z nimi planuje spisek blokujący prawdę o Smoleńsku i o fatalnym stanie Polski Tuska. „Prawa ręka prezydenta to »ziomal Nergala«. A Nergal to czyj ziomal?