Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Oj dana, dana, łapaj szatana

Jak prawica straszyła nas szatanem

„W świecie realnym archetyp diabła zyje i ma się dobrze, bo wciąż działa na wyobraźnię mas”. „W świecie realnym archetyp diabła zyje i ma się dobrze, bo wciąż działa na wyobraźnię mas”. Corbis
Był taki dowcip, świetnie ilustrujący obecność szatana w naszej kampanii wyborczej. Ktoś puka do drzwi. Kto tam? – pyta gospodarz. – To ja, satanista. – Satanista? Nie wierzę. – No, jak Boga kocham!
„Bóg i szatan tworzą w kulturze judeochrześcijańskiej nierozłączną parę od jej zarania”.Corbis „Bóg i szatan tworzą w kulturze judeochrześcijańskiej nierozłączną parę od jej zarania”.
Według niektórych prawicowych publicystów diabeł objawia się również w elitach III RP.Grażyna Myślińska/Forum Według niektórych prawicowych publicystów diabeł objawia się również w elitach III RP.

Prawica z lustracyjnym zapałem od paru tygodni tropi jawnych i tajnych satanistów. To groteskowa mutacja polskiego piekła. Z okładki „Gazety Polskiej” spoglądają groźnie „ziomale Nergala”: prof. Tomasz Nałęcz i minister Sławomir Nowak z otoczenia prezydenta Komorowskiego oraz prezes TVP Juliusz Braun. W „strefie wolnego słowa”, jaką mianowała się „GP”, uznano ich za promotorów satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

Odgrzewana i podgrzewana afera z muzykiem Darskim okazała się politycznie użyteczna: pozwoliła prawicy zaatakować obóz Tuska – w gorącym kampanijnym okresie – pod hasłem obrony wartości chrześcijańskich. Sam prezes Kaczyński, i to na Jasnej Górze, ogłosił, że w Polsce trwa potężna kampania satanizmu. Niedorzeczne? Nie szkodzi.

W istocie jest dokładnie odwrotnie: to prawica polityczna i kościelna wypuściła demony, rozpętując satanistyczną nergalomanię w walce o władzę. Szatan stał się jedną z głównych figur polskiej kampanii wyborczej A.D. 2011. Śmieszy, tumani, przestrasza.

Znajomy ksiądz opowiadał redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” Tomaszowi Sakiewiczowi, że diabeł woli, jak ludzie w niego nie wierzą. Bo jeśli nie ma diabła, to nie ma i „osoby planującej zło”. Odpowiedzialność się rozmywa. Ale Sakiewicz nie jest niewiernym Tomaszem. Diabeł istnieje – przekonuje – konkretnie objawia się w elitach III RP. Wspólnie z nimi planuje spisek blokujący prawdę o Smoleńsku i o fatalnym stanie Polski Tuska. „Prawa ręka prezydenta to »ziomal Nergala«. A Nergal to czyj ziomal? Niczyj. Przecież nie ma diabła. A świat jest taki piękny. Niech żyje cenzura”.

Zaraz poniżej ciemnymi mocami straszy politycznie satyryk Marcin Wolski. Darskiego nazywa emisariuszem Behemota w telewizji publicznej. Diabeł na bank dostałby robotę u boku ministrów Grabarczyka i Rostowskiego. „Ślady kopytek” widać też w MSW i MSZ i to wyraźne „jak podpis cyrylicą”. Ale to nic w porównaniu ze skutkami „sabatu”, czyli wirtualnej koalicji PO-SLD-Ruchu Palikota. Wolski już widzi, jak dzięki parytetom połowa ministrów przyleci na obrady tego diabelskiego rządu na miotłach. A przed Pałacem Prezydenta stanie nowy krzyż – odwrócony, „jak to u satanistów”.

I tak przez prawie 10 stron. „Ostro protestujmy przeciwko satanizmowi i kampanii jego oswajania” – apeluje Piotr Lisiewicz. Europoseł Ryszard Czarnecki idzie dalej. Gdyby Polska była muzułmańska, a ktoś tu podarł Koran, to Polacy od razu wylegliby na ulice po modłach w meczecie i zrobiliby taką „jazdę po bandzie, łącznie z podpaleniem gmachu TVP, żeby do końca świata nikt takiego patafiana w żadnych mediach w naszym kraju nie zatrudnił. No ale my nie wierzymy w Allaha, więc ze słowiańskim spokojem znosimy upokorzenia”, kończy brukselski felietonista „GP”, głównego ideowego organu PiS. Chyba zasmucony, że Polska w walce z satanizmem nie sięga po metody islamistów. Czarneckiemu marzy się Polska fundamentalistycznie islamistycznie katolicka.

Jeden z jej orędowników, dr Terlikowski, teolog, potępia „masowe poparcie dla pop-nazisty”. Terlikowski zakłada Darskiemu podwójnego nelsona: nie dość, że satanista, to jeszcze nazista. Masowo – jego zdaniem – popierają Nergala i satanizm dziennikarze „Gazety Wyborczej”, prof. Środa, prezes Braun, kilkoro polityków Platformy i Prezydent RP. Na tej czarnej liście szczególnie uwiera Terlikowskiego prezydent Komorowski. Przecież chętnie odwołuje się on do swego katolicyzmu, a nie znalazł czasu, by zająć się sprawą i „przywołać do porządku wprowadzonych przez siebie do telewizji publicznej pracowników”. Skoro tak, dodaje Terlikowski, tym razem w tabloidzie „Gazeta Polska Codziennie”, to katolicy nie powinni płacić na „media, które nas obrażają”. W „GP” Marta Brzezińska dodaje, że Nergal został pieszczoszkiem salonów (naturalnie tych liberalno-lewicowych), ale jakby tylko śmiał podrzeć Koran (ulubiony argument) albo Torę, toby na pewno nie został. No cóż, trudno sprawdzić, czy Darski darł Biblię tak, by nie podrzeć Tory, a tylko Nowy Testament, ale nieważne. Ważne, by zdemaskować „pałkarzy politycznej poprawności”. Z czego to się bierze?

Terlikowski nie ma najmniejszych wątpliwości, że obecnie media i państwo wzięły na celownik chrześcijaństwo i Kościół. Jakie ma na to dowody? Ano Nergala na koncercie sprzed paru lat i krzyż z puszek po piwie sklecony rok temu przez „antysmoleńczyków”, tych od kucharza Tarasa. Dorzućmy jeszcze udział muzyka w programie rozrywkowym TVP i wyrok sądu nakazujący umorzenie sprawy zarzuconej mu obrazy uczuć religijnych. W kółko ten sam Nergal i ten sam incydent. Można zapytać: i kto tu promuje satanizm? W dodatku w jakiejś wersji politycznie zwulgaryzowanej. Bo sam temat jest o wiele ciekawszy niż urojona „sprawa Nergala”. Nergalomania mistyfikuje i banalizuje problem zła. W dzisiejszej teologii (i psychologii) ważne jest obnażanie mechanizmów wyzwalających zło w pojedynczym człowieku i świecie tworzonym przez ludzi.

Bóg i szatan tworzą w kulturze judeochrześcijańskiej nierozłączną parę od jej zarania. Szatański wąż asystuje prarodzicom w raju, szatan to anioł zbuntowany przeciwko Bogu, piekielnie inteligentny, przepełniony do granic pychą i żądzą wyrwania Bogu władzy nad światem. Szatan wystawia Jezusa na pustyni na pokuszenie, Jezus wypędza demony z opętanych.

Złe duchy budzące grozę służą w mitologiach ludzkości do radzenia sobie z fundamentalnym pytaniem – skąd bierze się zło i jak jego istnienie pogodzić z chrześcijańską wiarą we wszechmocnego i dobrego Boga, który jest miłością. Do czego Bogu potrzebny jest szatan, a szatanowi Bóg? Niezliczone dzieła teologii i sztuki – Biblia, Dante, Milton, Blake, Goethe, nasi wielcy romantycy, Dostojewski, Broch, Lagerkvist – próbują od wieków zgłębić tę zagadkę. Religijne mity różnych kultur próbują jakoś ją oswoić, by zdjąć z człowieka choć odrobinę lęku przed destrukcyjnymi siłami zła, których doświadcza w życiu.

Bo większość ludzi wciąż patrzy na świat jako arenę boju Dobra ze Złem, których symbolami w świecie ukształtowanym przez chrześcijaństwo są Bóg i szatan. Chrześcijanin też się lęka zła/grzechu, ale wierzy, że Chrystus go obroni i zwycięży ze złem, tak jak pokonał śmierć. Kto tak wierzy, traktuje kwestię zła diabelnie poważnie. I słusznie, bo ona na to zasługuje. Dziś wielu ludzi wyjaśnienia fenomenu zła szuka nie w teologii, tylko w antropologii, psychologii, naukach społecznych. Może nawet nigdy nie słuchali satanistycznego death metalu (jeśli już, to przeboju Skaldów ze słowami Agnieszki Osieckiej: „Oj dana, dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny”).

W świecie realnym archetyp diabła żyje i ma się dobrze, bo wciąż działa na wyobraźnię mas. Już nieraz przynosiło to skutki opłakane. Tysiące kobiet dręczono i zabijano pod zarzutem służenia szatanowi. To nie przypadek, że wciąż mówimy o polowaniach na czarownice w całkiem współczesnym kontekście walk polityczno-ideologicznych i idących często za nimi prześladowań. Za sługi szatana czarny PR kościelny i antyliberalny uważał masonów i Żydów, zwolenników idei innych niż dominujące, a także heretyków, czyli dysydentów, którzy śmieli podważać duchowy i religijny monopol chrześcijaństwa w kulturze zachodniej. Do dziś krążą opowieści o tajnym kulcie szatana, orgiach i mordach podczas tak zwanych czarnych mszy, hymnach do diabła, pentagramach, zaklęciach i inwokacjach szatańskich kapłanów czarnej magii.

Ale satanizm jako zjawisko kulturowe nie wyczerpuje się w tych mrożących krew w żyłach czarnych legendach. Ma bardzo stare korzenie sięgające czasów przedchrześcijańskich. Kościół za „satanistów” uważał swych duchowych rywali: gnostyków, katarów, bogomilców. Oni sami za satanistów nigdy by się nie podali, nie tylko z obawy przed taką czy inną inkwizycją, lecz dlatego, że po prostu nie byli czcicielami szatana. Wierzyli w inną religię niż ta, którą głosił Kościół. Na tym polegał problem. Z dzisiejszej perspektywy wszelkie podobne ruchy jawią się jako zagrożenie dla duchowej władzy Kościoła i całej tradycji judeochrześcijańskiej z jej systemem pojęć religijnych, filozoficznych i etycznych.

W naszych czasach duchowa talia kart jest znów w tasowaniu. Diabeł wyszedł z podziemi do królestwa kultury masowej. Polscy katolicy zwalczają Nergala tak, jakby nie widzieli, że jest infantylnym produktem popkultury. Szatan ma tu wygląd i styl bycia bohatera gier komputerowych i filmów fantasy. Walka z kreacjami popkultury nic nie da, jeśli zejdzie na jej poziom, tak jak w nergalomanii. Żeby walka miała sens, trzeba zrozumieć mechanizmy kultury masowej. Nie tłuc kropidłem komara. Kościół – ale jeszcze nie u nas – zaczyna to dostrzegać. Watykan wycofuje się rakiem z kampanii przeciwko filmom z Harrym Potterem. Baśnie o młodych adeptach białej magii są przecież tak naprawdę kołem ratunkowym dla młodych ludzi borykających się z traumami wchodzenia w dorosłość, na przykład stratą rodziców, samotnością, lękiem przed trudną do ogarnięcia rzeczywistością.

Współcześnie największy rozgłos zdobył Kościół Szatana założony w 1966 r. ponoć w noc Walpurgii, przez amerykańskiego okultystę Antona LaVeya. Inspiracją był dla niego angielski ekscentryk Aleister Crowley. Obaj nie żyją, choć ich niszowe idee przeniknęły do popkultury. LaVey był wizerunkowym protoplastą wszelkich Nergalów. Ekstremalny hedonista z pretensjami do bycia duchowym wyzwolicielem ludzkości. Na większą uwagę obaj nie zasługują. Media, podejmując ten temat, wpadają w pułapkę. Za dobrą monetę biorą konfabulacje rozpuszczane przez fanów albo adwersarzy. LaVey, autor „Biblii szatana” i satanistycznego anty-Dekalogu, pośmiertnie zdołał ściągnąć na czarną mszę raptem setkę wyznawców swej niby-religii.

Crowley, który rozgłaszał, że rocznie zabija 150 dzieci i potrafi zaklęciami sprowadzić Behemota i jego piekielne wojsko, był bardziej podziwiany na salonach paryskiej cyganerii i wśród niemieckich okultystów (część z nich poprze później nazizm) niż w Anglii, gdzie zmarł w opinii najbardziej zdeprawowanego człowieka świata. Nie ma tu czym straszyć, ale też czego podziwiać. Zabawy w satanistyczną subkulturę przestają być śmieszne, gdy ogłupiali młodzi ludzie dopuszczają się realnej przemocy (tak się u nas zdarzyło w Zabrzu w 1992 r. i w Rudzie Śląskiej w 1999 r.).

Tymczasem szkoła nie uczy, na czym polega popkultura i jak odsiewać ziarna od plew w Internecie. A Kościół w Polsce jakby nigdy nic szkoli egzorcystów, zamiast poprzeć wprowadzenie do szkół religioznawstwa, wiedzy o sektach i nowych ruchach religijnych. Watykan wypracował na ten temat całkiem wyważone stanowisko. Nie brak też nowoczesnych katolickich teologów odrzucających tradycyjny kościelny przekaz dotyczący diabła i piekła jako anachroniczny. Do współczesnego człowieka bardziej trafia mówienie o grzechu i złu. A przede wszystkim o Chrystusie, bo dziś można się spierać, czy wiara w diabła jest obowiązkiem chrześcijanina, ale wiara w Chrystusa jest nim bez dwu zdań. Tylko że za Benedykta XVI egzorcyści są w Kościele ważniejsi niż tak myślący teologowie.

Na nergalomańskiej fali, ale przytomnie, Ewa Czaczkowska przywołuje w „Rzeczpospolitej” słowa anglikańskiego konwertyty i konserwatysty C.S. Lewisa, znanego głównie z „Kronik Narnii”, że choć chrześcijanin nie powinien podważać wiary w istnienie diabła, to jednak równie niebezpieczne jest „przesadne, a zarazem niezdrowe zainteresowanie się nim”. Święte słowa.

Polityka 41.2011 (2828) z dnia 04.10.2011; Polityka; s. 31
Oryginalny tytuł tekstu: "Oj dana, dana, łapaj szatana"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną