Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Zespół śmierci serialowej

Ku pamięci Hanki Mostowiak

Historia Hanki przypomina o setkach postaci umierających tylko dlatego, że aktorowi przestało się chcieć. A mnie – o tysiącach Polaków podchodzących do seriali w perfidny sposób.

„Co tak długo? Spóźnię się na śmierć Hanki!” – powiedziała moja żona. Fakt, czytałem bajkę dziecku jeszcze bardziej opieszale niż scenarzyści „M jak miłość” uśmiercali w tym sezonie Hankę Mostowiak. Próbując zdążyć na ostatni (w sensie: najnowszy, chociaż trudno sobie wyobrazić kontynuację) odcinek serialu byliśmy jak tysiące, może nawet setki tysięcy Polaków – spośród tych milionów, co rzecz oglądają na co dzień. Zasiedliśmy przed telewizorem nie po to, żeby podglądać, co tam dobrego słychać u Mostowiaków. Przeciwnie. Nasi znajomi umawiali się, żeby obejrzeć zaplanowaną śmierć. Nawet ci, co nie mieli odbiorników, szukali ich z przejęciem wśród najbliższych. Snobistyczni przeciwnicy telewizji niby przypadkiem zatrzymywali się z kawą na wynos przed witrynami Media Marktów. Zdesperowany kolega na Facebooku szukał towarzystwa do wspólnego oglądania śmierci Hanki.

W takich chwilach miłośnicy serialowego kampu – ci traktujący telenowelę jak jedną wielką zgrywę – czują się jak jedna wielka rodzina. Aż dziw bierze, że śmierć kluczowej bohaterki – zapowiadana od miesięcy i wynikająca z decyzji Małgorzaty Kożuchowskiej o opuszczeniu serialu – nie wypadła w naszym świecie dokładnie we Wszystkich Świętych, tylko tydzień później. Chociaż w samym „M jak miłość” przypadła na Wielkanoc, co dla aktorki związanej z serialem przez 11 lat może być pewnie symbolem nowego życia.

„Marzę o aromatycznej kawie” - powiedziała Hanka, siedząc za kierownicą auta. Czyżby lokowanie produktu? Nie, wobec grozy zbliżającej się śmierci nawet twórcy serialu nie zdecydowali się aktorek przegonić do sieci kawowej Orlenu ani BP, a samochodowe logo było zręcznie i profesjonalnie odłupane. To znak, że będą kłopoty na trasie.

Reklama