Każdy ziobrysta ma w wyborczym archiwum ulotkę ze zdjęciem i rekomendacją Zbigniewa Ziobry. W sumie nic dziwnego – bez niej większość z nich prawdopodobnie nie weszłaby do Sejmu. Nie ma też niczego nadzwyczajnego w tym, że w oficjalnych rozmowach o swym protektorze mówią z uznaniem i pewnym respektem. Jak mantrę powtarzają, że choć zapracowany w Brukseli, zawsze ma dla nich czas.
– A kalendarz prezesa Kaczyńskiego jest tak napięty, że większość posłów PiS, tak jak ja, nigdy nie rozmawiała z nim osobiście – żali się Mieczysław Golba, poseł z Podkarpacia. Do niedawna w PiS, dziś w utworzonym przez ziobrystów Klubie Solidarna Polska. Klub powstał na początku listopada, kilka dni po tym, jak Komitet Polityczny PiS usunął z partii trójkę buntowników, europosłów Ziobrę, Kurskiego i Cymańskiego. Dziś tworzy go 16 posłów, którzy opuścili Klub PiS solidaryzując się z wyrzuconymi. Oprócz Beaty Kempy, Marzeny Wróbel, Arkadiusza Mularczyka i Andrzeja Dery nazwiska większości z nich niewiele komukolwiek mówią, choć wielu secesjonistów spędziło przy Wiejskiej nawet dwie kadencje.
Wierność zaufanych
Zrywając z PiS, Ziobro mógł liczyć przede wszystkim na wypróbowanych działaczy, niektórych bardzo zasłużonych dla partii Jarosława Kaczyńskiego, z ugruntowaną pozycją w jej strukturach. Tacy politycy jak Mularczyk, Kempa, Dera czy mniej znany Andrzej Romanek gotowi są zrobić wiele dla swego przyjaciela.
– Nie mogę pozwolić, żeby osoba, która wprowadzała mnie do polityki, została tak potraktowana i nie spotkałoby się to z żadną reakcją z mojej strony.