Gdy w październiku 2008 r. Lato wygrywał wybory na prezesa, atmosfera wokół związku tradycyjnie była fatalna. Obiecał wtedy, że jeśli nie uda mu się jej poprawić w ciągu roku, odejdzie. Jak do tej pory skupił się jednak na ocieplaniu swojego wizerunku dzięki piarowcom opłacanym ze związkowej kasy oraz nagradzaniu swoich pomocników sutymi premiami za bliżej niesprecyzowane usługi. Kazimierz Greń, dziś mózg operacji przeciwko prezesowi, przez rok po zwycięskich wyborach dostawał co miesiąc 9 tys. zł za „doradzanie w sprawach organizacyjnych”.
Mówisz – PZPN, myślisz – skansen taśmowo produkujący pomysły urągające zdrowemu rozsądkowi. Gdy działacze organizują finał Pucharu Polski z udziałem nienawidzących się kibiców Legii Warszawa i Lecha Poznań, to wybierają na miejsce wydarzenia stadion, gdzie aż prosi się o konfrontację. A gdy dochodzi do zamieszek, sekretarz Kręcina zrzuca winę na policję. Kiedy ubierają piłkarzy reprezentacji w nowe koszulki, to orzełka zastępują związkowym logo i jeszcze liczą na to, że po nowe stroje kibice ustawią się w kolejkach. Bezmyślność, zadufanie czy oderwanie od rzeczywistości? Chyba wszystkiego po trochu.
Nowej minister sportu Joannie Musze przyjdzie zmierzyć się z tym piłkarskim folwarkiem, choć żadna poprzednia wojna szefa sportu z władzami PZPN nie skończyła się powodzeniem. Wystarczyło, że oblężeni odwołali się do paragrafu o swojej niezależności, a UEFA zagroziła, że ingerencja w wewnętrzne sprawy związku skończy się wyrzuceniem polskich zespołów z międzynarodowych rozgrywek.
Teraz jest jeszcze najważniejszy ochronny argument: organizacja Euro 2012. Jeśli ma dojść do jakiegoś przewrotu, to już raczej z inicjatywy samych działaczy, bo głosowanie nad absolutorium dla Laty pokazuje, że ferment przeciw prezesowi wewnątrz związku rośnie. Czy w futbolowym środowisku znajdzie się jednak potencjalny następca Laty, o którym dałoby się powiedzieć, że jest wiarygodny i powszechnie szanowany? Jak mawiają sportowi komentatorzy – ławka rezerwowych jest bardzo krótka.