Lider PiS ujął rzecz po swojemu w „Rz”: „Propozycje Sikorskiego grożą rozpadem obecnej Unii i zastąpieniem jej jakimś kadłubowym tworem o nieznanej konsystencji, choć – jak żartuje Niall Ferguson – chodzi po prostu o odtworzenie Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego”. Kaczyński ratuje więc Unię przed Sikorskim.
„Padają pomysły – pisze z kolei Piotr Semka w „Uważam Rze” – by w ratunku przed kryzysem euro »uciekać do przodu«, tworząc sfederalizowane Stany Zjednoczone Europy. (…) Retoryka podkreślająca znaczenie suwerenności łatwo definiowana jest jako anachroniczne głosy z dawnego minionego świata”. I odwołuje się do pokolenia legionistów Piłsudskiego, które w odróżnieniu od innych kwestie suwerenności Polski traktowało „śmiertelnie poważnie”. Bracia Karnowscy, przepytując profesora Andrzeja Nowaka, zastanawiają się, dlaczego do wygłoszenia hołdu wobec Niemiec wybrano właśnie Polaka, znaczy Sikorskiego. Stanisław Żaryn dodaje w Internecie: „Polska rządzona przez PO jest jak kelner, usługujący możnym. Czeka na rozkazy i liczy na napiwek”. Marek Magierowski kończy swój tekst w „Uważam Rze” buńczucznym pytaniem: „A ja jestem Polakiem. I co mi zrobicie?”.
Polski wigwam i IV Rzesza
Nikt mu nie chce nic robić, ale to nie ma znaczenia, bo wróg zostaje wykreowany na zapas. Pojawiło się już nawet na blogach ładne określenie, takie pasujące do prawicowej kindersztuby – federaści.
Zdarza się, że średniej wielkości kraj ma lęki kraju małego, ale retorykę i ambicje – dużego. Z połączenia tych dwóch syndromów pojawia się specyficzna agresywna, złośliwa defensywa. Jej cechą jest ucieczka w historię, operowanie symbolami i skojarzeniami prostymi aż do bólu i niewiele wnoszącymi do dzisiejszych problemów.