Są rocznice bardziej i mniej gorące, chociaż nigdy nie wiadomo, skąd pójdzie iskra. Raczej nie powinna pójść z okazji przypominania sobie na przykład antyrosyjskiej epopei napoleońskiej z 1812 r., która jest mocno osadzona w polskiej legendzie, ma narodowych bohaterów, a także zasila do dzisiaj wzorzec romantyczny, powstańczy i insurekcyjny. Ileż można wylać atramentu, by wyrazić tęsknotę za bojowym marszem na Wschód! Pióro się jednak zatrzyma, bo pamięć podrzucać będzie ponure i tragiczne obrazy powrotu z tegoż Wschodu.
Znacznie goręcej zapowiada się 400-lecie zdobycia przez Polskę Kremla w 1612 r. (co prawda, na bardzo krótko). Część prawicy i jej medialnych wyrazicieli już zapowiada święcenie „pobytu” Polaków w Moskwie i oczekuje wielkich państwowych obchodów, które jeśli nie nastąpią, będą zapewne kolejnym dowodem „antynarodowego” charakteru platformerskiej władzy. Do pieca dorzucą coś zapewne władze w Moskwie, które od pewnego czasu z 1612 r., czyli z odbicia Kremla z polskich rąk, robią jedno z głównych wydarzeń w historii i wielki triumf narodu rosyjskiego.
Można też coś próbować ukręcić przy okazji dwóch rocznic: mijać będzie 60 lat od uchwalenia Konstytucji PRL i 15 lat od przyjęcia współczesnej, dzisiaj obowiązującej. Będzie zapewne pokusa, taka rodem z IV RP, by dwie te konstytucje połączyć w ciąg komunizmu, który przeszedł łagodnie w ciąg III RP, czego uchwalenie ustawy zasadniczej w 1997 r. było swoistym i uwieńczeniem, i wzmocnieniem.
Oczywiście ta ostatnia rocznica może stać się okazją – i oby była – do wywołania i pobudzenia rzeczowej dyskusji o koniecznych nowelizacjach i korektach tejże konstytucji, zwłaszcza że doświadczeń i uwag krytycznych zebrano tu wiele, choćby na linii podziału władzy i współpracy między prezydentem i rządem.