W Warszawie mają stanąć trzy nowe pomniki: Jana Olszewskiego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i gen. Ścibora-Rylskiego. Jak to możliwe, że w XXI w. wciąż czcimy wielkich odlewami z brązu?
W ostatnich latach nazywano go sumieniem obozu „dobrej zmiany”.
Jest sumieniem obozu „dobrej zmiany”, ostatnio coraz bardziej krytycznym. Jan Olszewski nie zamierza jednak przejść na drugą stronę barykady. Ale może dzięki temu jego przestrogi zostaną w PiS wysłuchane?
Na słowa Parysa zareagowało oficjalnie litewskie MSZ.
W 2012 r. rocznic znowu nie zabraknie, przybędzie historycznych pretekstów, by zająć się teraźniejszością i zdrowo się ze sobą pokłócić. Bo, jak wiadomo, historia jest do tego bardzo przydatna.
W dziejach III Rzeczpospolitej to właśnie 1992 r. uchodzi za najbardziej dramatyczny. Do dzisiaj rzutuje na polskie życie polityczne, jego klimaty i temperaturę polemiki. Jak do tego doszło? Czy musiało dojść?
Polska polityka przerabia ponownie 1992 r. i jego skutki. Atak na PiS ze strony opozycji i mediów przedstawiany jest przez Jarosława Kaczyńskiego i jego partyjnych kolegów jako powtórka z nocy teczek, kiedy to upadł rząd Jana Olszewskiego. A szafa Lesiaka, z której wysypują się coraz to nowe dokumenty, ma świadczyć o krzywdzie tych, których 4 czerwca 1992 r. pokonał układ.
W dzisiejszych sporach politycznych wciąż przywoływany jest rząd Jana Olszewskiego, pierwszy prawicowy, wyłoniony po w pełni demokratycznych wyborach. Dla jednych są to wspomnienia o okresie wyjątkowej nieudolności i dusznych klimatach; dla innych – o bezkompromisowości w walce z postkomunistycznym układem, zwłaszcza z państwem agentów.
Od wielu miesięcy, a już zwłaszcza teraz, przed referendum unijnym, przeciwnicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej wieszczą katastrofę. Straszą, iż utracimy najpierw suwerenność, a potem Ziemie Odzyskane, rolnicy zbankrutują, przyjdą obcy i nas wykupią. Straszenie w III RP ma jednak długą historię. Gdyby spełniły się wszystkie przepowiednie samozwańczych wróżbitów, na Polskę powinno spaść nie siedem, ale tysiąc plag egipskich. Na szczęście rzeczywistość nie poszła złym prorokom na rękę. Z większości kryzysów jakoś wybrnęliśmy, nie rozdziobały nas kruki i wrony. Zanim wejdziemy (a właściwie wyjdziemy) do Unii, przypomnijmy sobie naszą czternastoletnią wędrówkę przez polski Gabinet Strachów.