Zwykle tylko przez kilka dni, bo za chwilę nominacji na widowisko dnia czy tygodnia dostępuje kolejne zdarzenie i bohater. Kto spektaklu na swojej scenie nie gra, ten kiep, bo wygląda na odklejonego od rzeczywistości. To odnosi się do życia politycznego, ale bodaj jeszcze intensywniej obowiązuje teraz w odniesieniu do dramatycznych śmierci, ludzkich tragedii, koszmarnych wypadków.
Ostatnio uwagę publiczności przesunięto płynnie od tragicznej śmierci Madzi ku odnalezieniu w Tatrach byłego żołnierza, o czym i my piszemy, bo okoliczności tej sprawy są warte uwagi. Trudno zatem przyganiać niczym kocioł garnkowi, ale trudno też nie zauważyć, że w tym omniteatrze pojawiają się coraz tłumniej eksperci, zwykle psychologowie. Przywoływani niczym chór w antycznym dramacie dla objaśnienia, w czym sprawa. Chór to nadzwyczaj kakofoniczny, zdania powyrywane z kontekstu, czasem zwykłe głupstwa z tego wychodzą, niekiedy – jak w przypadku zachowania matki Madzi – interpretacje od Sasa do Lasa.
Rzecz niesie poważniejsze zagrożenia, niżby się wydawało. Przede wszystkim – dla bohaterów zdarzeń. Polityczna stronniczość politologa mniej szkody narobi niż gorliwość i pochopność psychologa. Jeszcze kilka lat temu nie znalazłeś wśród naukowców i terapeutów nikogo, kto zechciałby skomentować zachowanie konkretnego człowieka, nie widząc go na oczy, nie zamieniwszy z nim ani zdania. Ta etyka pękła. A już wydawanie osądu na podstawie niesprawdzonych faktów, sycenie ludzkich złych emocji, wskazywanie winnych – to nic innego, jak namowa do zemsty, do linczu bez mała.
Rzeczywistość jest zwykle złożona i niejednoznaczna; na tę okoliczność ludzkie zbiorowości miały zawsze na podorędziu mędrców, szamanów, kapłanów. Dziś mędrcy (również wśród psychologów) przestrzegają przed parareligijnym wyniesieniem psychologii.