POLITYKA: – Waldemar Pawlak powiedział, że nie wierzy w państwową emeryturę. W trosce o własną starość woli raczej inwestować w dobre relacje z dziećmi. To wotum nieufności do rządu i pana jako ministra.
Władysław Kosiniak-Kamysz: – Jak znam prezesa, to chciał raczej powiedzieć, jak ważna jest solidarność międzypokoleniowa, i podkreślić, że warto wykorzystać także możliwości oszczędzania w trzecim filarze. Nie wydaje mi się, żeby naprawdę nie wierzył w instytucje państwowe.
Ale się pan podczas posiedzenia Rady Naczelnej PSL w tym nie upewnił?
Nie rozmawialiśmy na ten temat.
Pana partia coraz bardziej dystansuje się wobec projektu rządu. Biorąc tę robotę zdawał pan sobie sprawę z tego, że zostanie twarzą tak bardzo niepopularnej reformy?
Już z exposé premiera Donalda Tuska jasno wynikało, że w kwestii wydłużenia wieku emerytalnego jest bardzo zdeterminowany i podchodzi do tego problemu wręcz osobiście. Widać to zresztą po jego politycznej aktywności. Kilka godzin po ogłoszeniu projektu „ustawy 67”, we wtorek, konsultacje zaczął od spotkania z klubem PSL. Trwało trzy godziny. Wyszedłem z niego przekonany, że jednak mamy wiele punktów wspólnych.
Ciekawe jakich?
Nikt nie kwestionował potrzeby reformy. Nie było też wątpliwości w kwestii konieczności wydłużenia wieku dla mężczyzn. Posłowie upierali się jedynie przy tym, by kobiety mające dzieci mogły pracować krócej.
Który projekt jest panu bliższy? Premiera czy prezesa?
Uściślijmy, projekt ustawy jest jeden, i to na początku legislacyjnej drogi.