Inne ogłaszają, że wkrótce zrobią to samo. Dla wielu pacjentów może to oznaczać najwyższy wymiar kary, rak – jak wiadomo – nie poczeka. O tym, że firma Ebewe (kontrolowana przez Sandoz) będzie zmuszona ograniczyć dostawy, Ministerstwo Zdrowia oraz hurtownie i szpitale onkologiczne dowiedziały się oficjalnie z pisma producenta, wysłanego 21 października ub.r. Wtedy Ebewe musiała chwilowo zamknąć swoją fabrykę w Austrii i dlatego poinformowała o ograniczeniach dostaw w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Najwyraźniej jednak jej kłopoty z ponownym uruchomieniem produkcji się przedłużają i obecnie nie wiadomo, czy potrwają jeszcze kilka tygodni, czy może nawet miesięcy. To jeden z powodów, dla których konkurencja nie zwiększyła jeszcze własnej produkcji. Dla szpitali onkologicznych nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie i obu Amerykach oznacza to brak najtańszych cytostatyków. Wytwórnia w Austrii zaopatrywała w swoje leki wiele krajów, w naszym (w grupie cytostatyków) Ebewe pokrywała ponad połowę potrzeb.
Teraz szpitale, żeby móc kontynuować leczenie, powinny korzystać z tzw. procedury importu docelowego. Normalnie stosuje się ją, gdy choremu trzeba podać specyfik w Polsce niezarejestrowany, teraz ma ona pomagać jak najszybciej sprowadzić brakujące cytostatyki z zagranicy. Jakub Szulc, wiceminister zdrowia, zapewnia, że biurokratyczna procedura została maksymalnie uproszczona. Szpital zwraca się do konsultanta wojewódzkiego lub krajowego, a ten do ministerstwa, które stara się wyrazić zgodę w ciągu jednego, dwóch dni. Cała operacja nie powinna trwać dłużej niż tydzień, do 10 dni. Oczywiście, z formalnościami nie należy czekać do całkowitego wyczerpania zapasów leków. Jednak niektóre szpitale publicznie informujące o braku cytostatyków nawet nie podjęły starań o ich sprowadzenie, doprowadzając pacjentów do rozpaczy.