Ewa Kopacz zapowiedziała, że wszystkie wypowiedzi z pamiętnej debaty nad reformą emerytalną trafią do komisji etyki poselskiej. Platforma poskarżyła się na Jarosława Kaczyńskiego za przywołanie Hitlera, a Solidarna Polska na Stefana Niesiołowskiego za „won”, wypowiedziane w stronę agresywnej dziennikarki. Wydawało się, że ta kadencja będzie spokojna, ale komisja etyki poselskiej ma tyle samo roboty co za burzliwych czasów Samoobrony. Teraz są to jednak sprawy szczególnego rodzaju.
PiS na wyścigi z Solidarną Polską ślą skargi na tych, którzy odważyli się powiedzieć złe słowo na duchownych. Na razie prowadzą ziobryści. Szef tego klubu Arkadiusz Mularczyk pozwał Stefana Niesiołowskiego za to, że przewodniczącego episkopatu bp. Michalika nazwał biskupem krętaczem, a bp. Mokrzyckiego – wielką kompromitacją Kościoła. Mularczyk, dopytywany, czy słyszał od biskupów, że poczuli się urażeni, mówił, że nie ma znaczenia ich subiektywne odczucie, ale „nasza ocena, że tego typu wypowiedzi są niegodne ważnych, prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej”. Stefan Niesiołowski przyznał, że może to nieładne słowo, ale stwierdził, iż biskup, pytany wielokrotnie, czy popiera karę śmierci, mówił, że w zasadzie nie popiera, ale… „Trudno to nazwać inaczej niż krętactwem”. Dodał, że wobec duchownych i tak stosuje taryfę ulgową.
Propozycje wyroków na byłego wicemarszałka zależały od politycznych sympatii komisyjnego sądu. Patryk Jaki (SP), najmłodszy poseł w całej izbie, żądał nagany (to najwyższy wymiar kary, komisja ma do dyspozycji jeszcze upomnienie i w najlepszym przypadku – zwrócenie uwagi), a Armand Ryfiński z Ruchu Palikota wnioskował, by w ogóle marszałka nie karać. Głosy rozłożyły się w tej sprawie dokładnie po połowie, więc sprawa trafiła do tzw.