Weigel promował niedawno w Polsce swe nowe dzieło „Kres i początek. Jan Paweł II – zwycięstwo wolności. Ostatnie lata. Dziedzictwo”. Jeździł po kraju, podejmowano go nawet w Pałacu Prezydenckim. W wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej Weigel podkreślił, że Jan Paweł II jest wciąż natchnieniem dla amerykańskiego Kościoła katolickiego. My w Polsce możemy zapytać, a jak jest u nas? Bo dziś twarzą Kościoła jest częściej, w mediach i na ulicy, ojciec Rydzyk niż papież z Polski. „Religia smoleńska” i katolicyzm narodowy, jeśli nie wręcz nacjonalistyczny, wypierają chrześcijaństwo świadectwa ewangelicznego. To odchodzenie od Wojtyły ku Rydzykowi odbywa się pod wzniosłymi hasłami o obronie polskości, wolności religii i wolności słowa, choć wartości te w istocie nie są zagrożone.
Takiego upolitycznienia Kościoła w wolnej Polsce dawno nie oglądaliśmy. I oddzielmy dwie sprawy, które zamąca przekaz prawicowy. Duchowni oczywiście mają takie same prawa jak wszyscy inni obywatele. Niech mówią i o polityce, ale ze świadomością, że są też wierni innych opcji politycznych, którzy do kościoła przychodzą po otuchę duchową. A po drugie, niech mówią ze świadomością, że ich słowa nie powinny być sprzeczne z przekazem chrześcijańskim. Ewangelia błogosławionymi nazywa pokój czyniących. Pokój, a nie wojnę.
Są jeszcze w Polsce duchowni, którzy to widzą. Dominikanin o. Tomasz Dostatni pisze: upolityczniony katolicyzm „wypycha z Kościoła jako wspólnoty Ludu Bożego wielu ludzi młodych, którzy mówią wprost – z takim obliczem Kościoła nie chcemy mieć nic wspólnego.