Uwaga Bożeny Dykiel o tym, że „TVN pożydził i nie wydał naszego kalendarza”, czyli że stacja „poskąpiła na to pieniędzy”, najbardziej bulwersująca była zdaje się dla samych prezenterów, którzy firmują markę TVN.
Antysemityzmu raczej trudno się w niej dopatrywać. Wyraz „żyd” ma, niestety, potoczne znaczenie „człowiek chciwy, skąpy” - taka jest już historyczna zaszłość polszczyzny, co można sprawdzić nawet w słowniku PWN. Nawet Forum Żydów Polskich zareagowało na problem dość spokojnie. Prędzej była to więc kwestia chybionego tonu, bo aktorka w sytuacji publicznej użyła języka zdecydowanie potocznego. Nawet jeśli ów wyraz miał w tej wypowiedzi zazgrzytać specjalnie – po to choćby, by całemu światu zademonstrować frustrację Dykiel.
Gdybyśmy mieli tępić stereotypowe zwroty w języku potocznym, trzeba by się burzyć za każdym razem, gdy ktoś mówi o „oszwabianiu”, „ocyganianiu”, a może nawet o „krakowskim targu”. Te geograficzne czy narodowe uproszczenia rzadko mają sympatyczny charakter.
„Czeski błąd” to mała, ale jednak pomyłka, „wychodzenie po angielsku” nie ma wiele wspólnego z kulturą, a używane w języku artystów „śpiewanie po norwesku” oznacza zwykle posługiwanie się przez wokalistę kiepską, fonetyczną angielszczyzną. Nieco lepiej jest z „miłością francuską” i „kozaczeniem”, choć i to ostatnie opisuje granicę odwagi i brawury, „podskakiwanie”, „popisywanie się odwagą”. Podobne zwroty powstają cały czas. Popularne niedawno „z niemca” (na przykład „dać komuś w zęby z niemca”) to też niemiły neologizm oznaczający czynność – najczęściej agresję – wykonaną nagle, po cichu, bez uprzedzenia i odnoszące nas wprost do września roku 1939.