W związku z odejściem (od połowy lutego już na urlopie) ministra Tomasza Arabskiego, szefa Kancelarii Premiera, zmiany mają nastąpić w środę. Trudno powiedzieć, w jakim kalendarzu propagandowym te zmiany się mieszczą. Na razie mamy miliardy z Brukseli do 2020 r. i zapowiedź ruszenia w Polskę, aby „zapytać ludzi”. Ale też nie od razu. Wyjaśniono, że w ciągu kilku miesięcy, co wydaje się racjonalne, bo zimą dobrze sprzedaje się głównie smoleńska brzoza w katechetycznych salkach.
Czy myśl premiera była bardzo, czy też średnio przemyślana – też ocenić trudno. Czy ma wzmocnić brukselski efekt, czy też osłabi go, jeśli zmiany nie okażą się na miarę oczekiwań? Media i politycy chcą prawdziwego dreszczowca, a nie byle jakich dreszczy. Lista rankingowa ministrów do wymiany układana przez polityków opozycyjnych, ale także swoich oraz dziennikarzy, była spora. Sam premier też miał w nią swój wkład, wrzucając do rankingu nazwisko ministra skarbu. Dowiedzieliśmy się, że do wymiany są Gowin, zdecydowany lider rankingu, zaraz za nim Arłukowicz, Mucha, Szumilas, ostatnio za sprawą fotoradarów także Nowak. Pojawił się też prawie zupełnie nieznany minister Korolec (to ten od środowiska), a nawet Cichocki od spraw wewnętrznych oraz rzecznik Graś, cywil, który miałby zastąpić generała Bondaryka w ABW. Rankingowo zapowiadało się więc trzęsienie ziemi o wielkiej skali. Tym bardziej że wicepremier Piechociński zapowiedział, że będą niespodzianki.
Na razie to sam wicepremier jest specjalistą od niespodzianek. Wkroczył na przykład z dużą pewnością w sferę związków zawodowych, podnosi na duchu strajkujących kolejarzy, co niekoniecznie musi się podobać ministrowi transportu. Bardzo szanuje też przewodniczącego Solidarności Piotra Dudę, z którym się dopiero co spotkał.