Trzy czołowe dziennikarki prawicy, Anita Gargas, Joanna Lichocka i Ewa Stankiewicz, jakby się podzieliły zadaniami. Uświęcona mianem polskiej Joanny d’Arc Stankiewicz dba o uciskany przez władzę „lud smoleński”, Lichocka niestrudzenie wieszczy koniec Tuska i Platformy, demaskując przy okazji „przemysł przykrywkowy”, czyli „wspierające władzę media”, Gargas zaś obsługuje samą katastrofę smoleńską.
Oto próbki ich publicystycznych umiejętności z ostatnich tygodni. „Musi być naprawdę źle, skoro mimo nieustającego lansu premiera i jego ministrów w koncesjonowanych mediach elektronicznych sondaże pokazują dramatycznie niskie poparcie dla rządzących. Może stąd – z wiedzy o kruchości układu rządzącego i potężnej dezaprobacie, z jaką spotyka się on od dłuższego już czasu – wynika drastyczność metod używanych przez polityków PO? Może hamulce puszczają nie dlatego, że władza jest tak pewna swojej siły i przewagi, ale właśnie dlatego, że jest potężnie przestraszona (…). Premier i jego otoczenie na serio obawiają się Marty Kaczyńskiej, naprawdę doceniają pamięć Lecha Kaczyńskiego i mit zmarłego prezydenta. Dobrze wiedzą – lepiej niż my wszyscy – że pewnego dnia to wszystko, co przez lata rządów uczynił Tusk, i to, czego nie zrobił, może go zmieść nie tylko z fotela premiera, ale w ogóle ze sceny politycznej. To strach każe platformersom sięgać po przemoc” – pisała Lichocka w „Gazecie Polskiej” na początku lutego.
„Jesteśmy w bardzo groźnej sytuacji. To znaczy mamy do czynienia nie z nieudolnymi rządami jakiejś grupy, która po prostu kopie sobie w piłkę i nie chce jej się przypilnować jednych czy drugich interesów. Mamy do czynienia z rozbiorem Polski: gospodarczym, politycznym, praktycznie we wszystkich dziedzinach.