Kraj

Każde dziecko jest ważne

Kościół a in vitro

Tak twierdzi Kościół. Ostatnio ustami swego rzecznika ks. Klocha. Dzieje się to w kontekście nowego dokumentu bioetycznego opublikowanego pod egidą polskich biskupów. Ton twardszy, wnioski ostrzejsze niż w poprzednich wypowiedziach polskich dostojników kościelnych.

Niby nie powinienem się dziwić, ale jednak dokument mnie zaskoczył. Sprawił na mnie wrażenie kościelnego gestu Kozakiewicza pokazanego wszystkim krytykom. I tym, którzy od strony naukowo-medycznej prostowali kolejne nieprawdy rozpowszechniane w wypowiedziach o in vitro. Ale także tym katolikom, których oburzyły słowa o „bruździe policzkowej” wypowiedziane przez kościelnego eksperta ks. prof. Longchamps de Beriera.

Władza kościelna stanęła za nim murem, włos mu za to, co powiedział, z głowy nie spadł, a przecież można po nim oczekiwać jakiegoś dowodu autorefleksji etycznej po złu, jakie wyrządził swymi słowami rodzinom mającym dziecko z in vitro. Dowodu innego niż ckliwe zapewnienia, że i dla takich dzieci jest miejsce w Kościele. Teraz to samo słyszymy od rzecznika Episkopatu. Prawdziwa katolicka obłuda.

Jakże się dziwić katoliczce Agnieszce Ziółkowskiej, że ma dosyć? Pierwsze w Polsce dziecko urodzone dzięki procedurze in vitro, dziś dojrzała kobieta, chce wystąpić z Kościoła, który w 2013 r. nazywa tę procedurę, metodą znaną w produkcji zwierząt i roślin. Możliwe, że w jej ślady pójdą tysiące innych katolików, którzy zawdzięczają tej procedurze, że doczekali się własnych dzieci. Rozumiałbym ten pierwszy od niepamiętnych czasów oddolny katolicki ruch oburzonych kościelną mową wykluczania. Rozumiałbym i popierał.

Ja też z trudem znoszę grożenie palcem przez abp. Hosera parlamentarzystom katolikom ekskomuniką za poparcie in vitro. To nie jest sprawa doktryny wiary. Kościół z kwestii bioetycznych robi instrument zachowania swych wpływów w społeczeństwie. Jeśliby rzeczywiście wszystkie dzieci były w nim jednakowo ważne, to nie pozwoliłby bredzić o bruzdach księdzu z tytułem profesora i odsunąłby od władzy arcybiskupa kryjącego pedofila, skoro ten sam nie poczuwał się do złożenia z tego powodu dymisji.

Reklama