Policja, zupełnie bez wyczucia, przyszła do urzędu dopiero o godzinie dziewiątej. Dzień też był nietypowy, bo wtorek. Dokładnie 16 kwietnia. Wójt D. był już w trakcie spotkania z poważnymi ludźmi. Poważnych ludzi trzeba było wyprosić, choć nawet nie dopili kawy. Kilka godzin później wójt został wyprowadzony z urzędu gminy w kajdankach. Następnego dnia prokuratura postawiła mu sześć zarzutów o ogólnym charakterze korupcyjnym. A sąd podjął decyzję o jego tymczasowym aresztowaniu. A dalej to już było jak u Hitchcocka. W poniedziałek wyłączono urzędowi prąd za długi. A we wtorek ogłoszono, że gmina jest na progu bankructwa.
Wyprowadzenie wójta i roweru
Demokracja w Piekoszowie przeszła wszystkie choroby wieku dziecięcego. Jednak część z nich najwyraźniej zostawiła trwały ślad w organizmie. Pierwsza demokratycznie wybrana pani wójt urząd sprawowała zaledwie trzy miesiące. Za to swój gabinet okupowała ponad miesiąc po odwołaniu. Sytuacja była patowa, bo policja nie chciała podnosić ręki na demokratyczną władzę, nawet byłą. Urząd działał na wygnaniu, w remizie. To znaczy bardziej nie działał, bo wszystkie pieczątki i papiery były w budynku zajętym przez zbuntowaną. Po miesiącu policja wkroczyła jednak do akcji. Świadek tamtych zdarzeń zapamiętał, że z gabinetu wójta wyprowadzono: odwołaną panią wójt, nieznanego mu mężczyznę i rower.
Nowo wybrany wójt słabo utrwalił się w świadomości mieszkańców. Urząd objął we wrześniu. Podobno kuszono go wizją wyższej emerytury. Co z tego, skoro jej nie dożył. 7 kwietnia zasłabł we własnym gabinecie i zmarł.
Aby wyśrubować standardy, wprowadzono zapis, że każdy kolejny wójt ma mieć wyższe wykształcenie. Miał. Ale z radnymi przyszło mu rozmawiać jak równy z równym.