Zespół do spraw wszystkich
Andrzej Zoll o tym, jak nie dopuścić do zagrożenia demokracji
Janina Paradowska: – Grupa naukowców o uznanych autorytetach, wśród nich i pan, napisała list otwarty*, w którym deklaruje zamiar wyważonego i wiarygodnego komentowania najważniejszych problemów społecznych i gospodarczych. Jak rozumiem, chcielibyście państwo sprawić, aby środowiska naukowe śmielej przeciwstawiały się nieprawdziwym teoriom, fantastycznym wizjom, kreowaniu fałszywego obrazu rzeczywistości. Zespół Macieja Laska wyjaśnia zawiłości katastrofy smoleńskiej, a państwo chcecie być takim zespołem do spraw wszystkich? Jak zamierzacie działać?
Andrzej Zoll: – Trudno mówić o stałym zespole, to bardziej grupa inicjatywna, która skrzyknęła się, bo wspólnie dostrzegła wiele zagrożeń w debacie publicznej. Nie zamierzamy interweniować we wszystkich przypadkach ocenianych przez nas jako niebezpieczne, ale na miarę swoich możliwości zabierać głos w sprawach publicznych. W ostatnim czasie było dużo wystąpień naukowców, świadczących o braku kompetencji. Często siłę swego przekazu budują na autorytecie, który mają, ale w zupełnie innych dziedzinach. Przy okazji katastrofy smoleńskiej takich „specjalistów” zebrało się już sporo, ale mamy wiele innych przypadków. Mówię to z przykrością, bo chodzi tu również o mojego kolegę, który wypowiadał się z wielką pewnością w sprawie konsekwencji zapłodnienia in vitro, a jego specjalnością jest prawo rzymskie.
Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, bo czasem profesorski tytuł przydaje wiarygodności brakowi kompetencji. Do komisji etyki nauki wpływa dużo takich spraw, próśb o interwencję.