7 czerwca 1099 r. rozpoczynają chrześcijanie oblężenie Jerozolimy. Kogóż tam nie ma. Pośród dowódców: Gotfryd de Bouillon – książę Dolnej Lotaryngii, Robert – książę Normandii, inny Robert – hrabia Flandrii, Rajmund – hrabia Tuluzy, Tankred – regent Antiochii, Gaston z Bearn… Kwiat europejskiego rycerstwa. Jerozolima jest jednak twierdzą potężną. Jeszcze sześć wieków później wielki architekt i marszałek Francji Sebastien Le Prestre de Vauban będzie mówił o jej murach i bastionach jako wzorze dla współczesnych fortyfikacji. Co gorsza, dowódca obrony namiestnik fatymidzki Iftichar ad-Daula zdążył zaopatrzyć miasto w zapasy żywności i wody na kilka miesięcy. Kolejne szturmy Franków spełzają na niczym. Tymczasem 3 lipca rozchodzi się pogłoska, że na odsiecz Jerozolimie szykuje się wielka armia egipska. Zwątpienie, by nie powiedzieć panika, wkrada się w chrześcijańskie szeregi gotowe do odstąpienia.
W tym momencie powraca jednak na arenę Piotr Pustelnik, który parę lat wcześniej organizował tragiczną, utopioną we krwi tzw. krucjatę ludową. W patetycznym wystąpieniu przypomina krzyżowcom, że walczą z wcieleniem diabła i stoi przed nimi wybór ostateczny: ogień piekielny lub raj. Każe wszystkim obejść boso Jerozolimę i gotować się do ostatecznego ataku.
I oto on. 14 lipca oddziały Gilberta de Tournai przedzierają się przez mury. Od lewej żołnierze Tankreda wlewają się do miasta. Piotr Pustelnik błogosławi krzyżem i wzywa do „wyplenienia zatrutych chwastów do ostatniego korzenia”. Jego kwieciste przesłanie znajduje pełne zrozumienie. Następuje rzeź, która nawet w ówczesnych, bezlitosnych czasach zaszokowała kronikarzy. „Krzyżowcy pijani zwycięstwem – pisze Steven Runciman – wdzierali się do domów i meczetów, zabijając każdego, kto wpadł im w ręce, nie wyłączając kobiet i dzieci.