JKM w Polsacie News i Polsacie Biznes, w TVP, w Superstacji. Na Facebooku, YouTube, Twitterze i w dziesiątkach nagrań krążących po Internecie. Wszędzie mniej więcej te same słowa, układające się w polityczne credo: – Naszym celem jest zdobyć władzę. Czekamy na kryzys, który już nadciąga. Jak ta cała banda zbankrutuje, przyjdzie pora na nas. Jesteśmy jedyni, którzy mówią prawdę. Reszta bełkocze.
Niby to wciąż ten sam korwinizm od 20 lat, ten sam język i ta sama muszka, ale ostatnio coś jakby się zmieniło, bo Kongres Nowej Prawicy wychylił się zza linii odcinającej polityczny margines. Nie tylko, że dostaje w sondażach 4–5 proc. poparcia, ale i zostawia za plecami Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry, a nawet współrządzące PSL. Słychać głosy, że Polska niebawem dołączy do innych krajów UE, takich jak Holandia, Włochy, Grecja czy Węgry, gdzie przez wyborcze sita przebrnęły partie otwarcie antysystemowe. – Dla nas też pogoda jest sprzyjająca, bo ekipa rządząca się błaźni, a ekipa szykująca się do władzy jest nie do zaakceptowania dla rozsądnych ludzi – twierdzi Artur Dziambor, numer dwa w partii, od kilkunastu dni pierwszy wiceprezes KNP.
Trzy kamery na spotkanie
– Inni chcą naprawiać to, co jest, a my mówimy, że trzeba wszystko zburzyć i zbudować od nowa. To wszystko jest możliwe do zrobienia, nawet od jutra, tylko politykom brakuje odwagi. Nam jej nie zabraknie – dodaje bez zająknięcia Stanisław Żółtek, drugi zastępca prezesa KNP i wierny towarzysz Korwina od 20 lat (jeszcze z czasów wspólnej działalności w Unii Polityki Realnej).
Więc gdy KNP wreszcie weźmie władzę, w powietrze wylecą filary, na których opiera się Polska od kilkudziesięciu lat: podatek dochodowy, państwowe emerytury, edukacja i służba zdrowia, członkostwo Polski w Unii („konglomeracie faszyzmu i komunizmu”). Tradycyjnie pojmowany konserwatyzm wypchnie światopoglądowy i obyczajowy liberalizm. „Homosie” siedzieć będą w domach, zgwałcone kobiety rodzić dzieci, mordercy zawisną na szubienicach, a cała obecna klasa polityczna – czyli banda złodziei, jak mówi Janusz Korwin-Mikke – trafi do kryminału.
– Tak, jesteśmy antysystemowi – rzuca bez ogródek Krzysztof Szpanelewski, szef mazowieckich struktur partii. – Po 20 latach inicjatyw umiarkowanych, połowicznych, trzeba dokonać zasadniczej zmiany. Cechą naszych wyborców jest odwaga do zaakceptowania większych zmian, niż proponują inne partie. Pragną być kowalami własnego losu. Sami wolą decydować, jak wydadzą własne pieniądze, bez oddawania podatkowego haraczu państwu: gdzie będą się leczyć, do której szkoły poślą dzieci i jak odłożą na emerytury.
Szpanelewski, prywatnie dyrektor finansowy w firmie zajmującej się telemarketingiem, twierdzi, że sondażowe odbicie KNP zaczęło się od Facebooka, a konkretnie od dwóch zdań z profilu Janusza Korwin-Mikkego na temat posłanki Anny Grodzkiej: „Żadna posłanka Anna Grodzka nie istnieje. Istnieje stary komuch, pan Krzysztof Bęgowski, który wyłudził miejsce w Sejmie, podszywając się pod kobietę”. Niektórzy komentowali, że Korwinowi odbiło, ale zamiast pogrążyć się w sondażowym niebycie, Nowa Prawica zaczęła iść w górę. Jak mówi jeden z jej działaczy, na spotkaniach jej działaczy z sympatykami zamiast stażystów z lokalnych gazet, zaczęły pojawiać się po trzy kamery i jeszcze więcej mikrofonów.
Większość deklarowanego w sondażach poparcia, składającego się na te 5 proc., wypracowała jedna osoba. Artur Dziambor mówi wprost: KNP to JKM. – Wszystko opiera się na prezesie i wszystko od niego zależy. Gdyby nie było Korwina, nas nie byłoby również – przyznaje Dziambor, który działalność w KNP łączy z posadą radnego jednej z gdyńskich dzielnic i prowadzeniem własnej szkoły językowej.
Większość z niespełna tysiąca członków KNP działała w UPR, spora część, w tym 31-letni Dziambor, ma za sobą staż w stowarzyszeniu KoLiber, które zrzesza młodych ludzi o poglądach konserwatywno-liberalnych. Działacze Nowej Prawicy to głównie drobni przedsiębiorcy, studenci i młodzi absolwenci kierunków technicznych: informatyki oraz grafiki komputerowej. Szerzej zupełnie nieznani. Nawet komuś, kto pasjonuje się polityką, trudno byłoby wymienić inne nazwisko związane z tą partią niż Korwin-Mikke. Oprócz niego i 57-letniego Stanisława Żółtka, który był wiceprezydentem i radnym Krakowa, bacznemu obserwatorowi wpadłoby może w oko nazwisko sekretarza partii. To jeden z oskarżonych w głośnej aferze „stu sekund” – maklerskiego przekrętu sprzed dziewięciu lat, na którym bank PKO BP stracił 4 mln zł. Reszta działaczy nie ma ani znanych nazwisk, ani doświadczenia w poważnej polityce, ani znaczącego poparcia. Dobrze widać ten fenomen na Facebooku. Stronę JKM polubiło do tej pory ponad 140 tys. użytkowników, KNP – cztery razy mniej.
– Nazwa jest nieważna. Ważna jest idea – twierdzi Stanisław Żółtek. Jednak uosobieniem tej idei również jest JKM. – On jest wodzem, a KNP jest partią wodzowską, ale inną od tych, które znamy. Inni liderzy mówią, jak ma być, i w partii ich słuchają, nawet mimo odmiennych poglądów. W przypadku Korwina jest inaczej. On nie musi niczego nakazywać, bo jest uosobieniem idei, które wyznaje większość członków KNP. Gdyby partia je porzuciła, odszedłby, gdyby on je porzucił, zostałby sam – twierdzi poseł Przemysław Wipler, który swoją polityczną karierę zaczynał u boku JKM jeszcze w UPR.
Partia obsługi Korwina
Idea jest istotna także z innego powodu – KNP ledwo wiąże koniec z końcem. Jak wynika ze złożonego w Państwowej Komisji Wyborczej sprawozdania finansowego za ubiegły rok, Nowa Prawica z darowizn i składek członkowskich uzbierała niewiele ponad 60 tys. zł. Dla porównania – roczne budżety PO i PiS są prawie tysiąckrotnie większe. – Partia właściwie siedzi w naszych kieszeniach. Można powiedzieć, że jesteśmy partią ludzi ideowych, bo gdybyśmy pozwolili sobie na szalbierstwa, tobyśmy się rozsypali – twierdzi Bogusław Ciok, szef katowickiego oddziału KNP.
Ale tak naprawdę nikt w Nowej Prawicy nie zawraca sobie głowy takimi szczegółami jak finanse. PKW co roku miała jakieś zastrzeżenia do sprawozdań finansowych KNP, a w tym je odrzuciła, bo partia naruszyła przepisy, przyjmując wpłaty od firm i osób zameldowanych za granicą. Prośba o wyjaśnienie tej kwestii ze strony PKW pozostała bez echa.
Założony na początku 2011 r. Kongres w dużym stopniu jest grupą wsparcia i obsługi Korwina. Lokalni działacze stają na głowie, by go do siebie zaprosić, organizują mu spotkania z wyborcami i wystąpienia w mediach. – Jego przyciąganie jest gigantyczne. Kiedy organizuję spotkanie z wyborcami, przychodzi kilka osób, kiedy przyjeżdża Korwin, sala na 300 osób pęka w szwach – opowiada Dziambor.
Mimo 72 lat na karku JKM po Polsce jeździ sam, wysłużonym Hyundaiem Tucson. Jak stwierdził jeden z dziennikarzy: mógłby sobie wpisać na wizytówce „w podróży”. Jego najbliżsi współpracownicy mówią, że dziennie przejeżdża nawet tysiąc kilometrów (bez GPS), zaliczając co najmniej kilkanaście spotkań w miesiącu. W październiku był m.in. we Wrocławiu, Wałbrzychu, Piasecznie, Augustowie, Piszu i Łomży. Przychodzą głównie ludzie młodzi – studenci, a nawet licealiści. Pierwsi zwani są w partii kucami, bo wielu z nich nosi długie włosy, drudzy – trollami – bo ślęczą godzinami w Internecie. Oprócz drobnych przedsiębiorców stanowią główne zaplecze KNP. Niedawny sondaż Millward Brown dla RMF FM pokazuje, że w grupie 18–24 lata KNP może liczyć na najwyższe spośród wszystkich ugrupowań 17-proc. poparcie.
Nie przeszkadza ani wiek Korwina, ani jego staroświeckość i konserwatywne poglądy. – Jest wyrazisty, bardzo inteligentny i ma cięte riposty. Nie daje się zaginać w debatach. A jego program? Szczerze mówiąc, za bardzo go nie znam – tak swoją sympatię dla lidera KNP tłumaczy 17-letni Karol, uczeń jednego z renomowanych warszawskich liceów. Niektórzy klasyfikują korwinizm niemal jako jednostkę chorobową, charakterystyczną dla młodych idealistów, z której wyrasta się z wiekiem. Krzysztof Szpanelewski patrzy na tę kwestię trochę inaczej: – Studenci czy drobni przedsiębiorcy najmocniej odczuwają bolączki tego kraju. To jedyne grupy społeczne, które nie są klientelą państwa socjalnego. Reszta, jak górnicy, nauczyciele czy pielęgniarki, jest do niego przyssana. Są na jego postronku, więc trudno, by podcinali gałąź, na której siedzą.
Wśród wyborców KNP bez większego trudu można znaleźć również dziennikarzy, dyrektorów w renomowanych bankach czy wykładowców akademickich. – Popieram nie tyle Nową Prawicę, ile samego Korwina, bo on nie jest politykiem. Jest kompletnie różny. Nie schlebia masowym gustom, za to wprost przyznaje, że nie zależy mu na głosach wyborców. Liczy na ludzi, którzy potrafią samodzielnie oceniać rzeczywistość i wyciągać wnioski. To mi imponuje. Czuję solidarność z jego zdrowym rozsądkiem – mówi Mikołaj, znany warszawski dziennikarz. Woli nie ujawniać swojego nazwiska, bo – jak mówi – każdy, kto popiera „tego świra JKM”, z góry sam uchodzi za wariata, z którym nie warto rozmawiać.
Ludzie w końcu zrozumieją
Działacze KNP próbują zrzucić ten balast, kreując się na polityków, którzy mają skuteczne pomysły na wyrwanie kraju z kryzysu. Kluczowa jest obecność w mediach, o którą mocno zabiegają. Zresztą bez specjalnej niechęci z ich strony, szczególnie gdy w grę wchodzi obecność Korwin-Mikkego, który ma status politycznego celebryty.
Jeszcze kilka lat temu trudno było znaleźć korwinistów w jakiejkolwiek poważnej stacji, a sam JKM, uważany za politycznego błazna, był często bojkotowany. Teraz jest stałym gościem telewizji, stacji radiowych, a przede wszystkim podbija Internet. To nie przypadek – JKM był chyba pierwszą polityczną gwiazdą medialną, kiedy sieć startowała w Polsce; wówczas niemal w każdym internetowym sondażu partyjnym wygrywali korwiniści. Ta fascynacja pozostała. Bo w Korwinie jest coś z poetyki Internetu – dosadność, skrótowość, radykalizm.
Prowadzi dwa blogi, stronę na Facebooku (od prawie czterech lat), pisze felietony do serwisów internetowych, udziela wywiadów nawet niszowym telewizjom działającym w sieci. To samo robią inni. Własny profil na FB, konto na Twitterze czy kanał na YouTube to marketingowy elementarz korwinistów. – Rządzimy portalami społecznościowymi. Nasze filmiki biją rekordy – chwali się Dziambor. Najbardziej popularne klipy – jak dyskusja JKM z Januszem Palikotem czy z Maksem Kolonko – mają grubo ponad 200 tys. wyświetleń na YouTube.
W sumie trudno się dziwić, bo każdy jego występ to gwarancja show. Sypiący bon motami, ale często też przekraczający granice dobrego smaku. Potrafi nazwać adwersarza łajdakiem, oszustem lub idiotą, wykrzyknąć do rozmówcy: „niech pan do jasnej cholery nie przerywa”, albo spluwając stwierdzić, że czyjeś poglądy go brzydzą. Jego śladem podążają inni.
Najbardziej drastyczny był przypadek niejakiego Oskara W., związanego z sekcją młodzieżową KNP, który podczas Przystanku Woodstock wtargnął na scenę i spoliczkował Grzegorza Miecugowa, a potem ogłaszał w mediach, że swym czynem „chciał wyrwać społeczeństwo z letargu” i dać przykład innym, by walczyli z politykami i dziennikarzami.
Ale takie hasła nie znajdują większego poklasku w KNP. Nawet wśród tych działaczy, którzy jak Bogusław Ciok mówią, że „mają w dupie wszystkie media”. – Musimy teraz zaistnieć na poważnie, a nie bezmyślnie krzyczeć na ulicach. Testem naszej siły będą wybory do Parlamentu Europejskiego – twierdzi Ciok.
Bliskość wyborów czuć w coraz bardziej bojowych nastrojach i ambitniej kreślonych planach. Partia, która przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi nie była w stanie zarejestrować list we wszystkich okręgach, teraz mówi o 10 proc. poparcia i pięciu europarlamentarzystach. – Sukces otworzy nam stały dostęp do największych mediów. Im więcej nas będzie widać, tym rozpoznawalność naszej marki wzrośnie – mówi Artur Dziambor. – W końcu ludzie posłuchają Korwina i zrozumieją, że jego prognozy zawsze się sprawdzają.
Nie do końca jednak wiadomo, o które prognozy chodzi. Na pewno nie o te dotyczące wyniku wyborów, które za każdym razem JKM miał wygrać, ale nigdy mu się nie udało.