Mecz 24. kolejki T-Mobile Ekstraklasy, rozegrany 2 marca między Legią i Jagiellonią na stadionie Pepsi Arena, trwał zaledwie trzy kwadranse. Został przerwany na wniosek Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego stołecznego ratusza. Powodem były rozróby, do których doszło na trybunach. Kibice gospodarzy przedarli się do sektora gości, wcześniej kibice Jagiellonii mieli rzucać na murawę petardy hukowe.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zajęło w tej sprawie ostre stanowisko. W specjalnie wydanym oświadczeniu całą winą obciążyło organizatora meczu, czyli władze Legii, które za „późno wystąpił z wnioskiem o wprowadzenie sił policyjnych na teren imprezy masowej”. Uchybień – zdaniem MSW – dopuszczono się już wcześniej, na etapie przygotowań. Mecz, przypomnijmy, rozegrał się przy zamkniętej trybunie północnej (nazywanej „Żyletą”), ponieważ wcześniej, podczas spotkania z Koroną, kibice odpalili tam race. Dlatego na meczu Legia – Jagiellonia widzowie zajęli przede wszystkim trybunę południową. Fani przeciwnych drużyn znaleźli się zatem w sąsiadujących sektorach. W związku z tym MSW zarzuca organizatorowi „rażące zaniedbania przy zabezpieczeniu widowiska”.
MSW dokładnie wylicza: „policja pojawiła się na trybunach około godziny 18:41, czyli 3 minuty po prośbie organizatora o interwencję”. Ale brama wejściowa do trybuny była zamknięta, nie było też pracownika ochrony z kluczami. Ten pojawił się dopiero po upływie kolejnych dwóch minut, ale – jak twierdzi MSW – bez kluczy. Policjanci, zmuszeni do interwencji w sytuacji rosnącego zagrożenia, wyłamali bramę wejściową.
„Przez błędy ze strony organizatora zostało narażone życie i zdrowie uczestników widowiska” – czytamy w oświadczeniu.