Dymisja Kalemby szoku nie wywołała, bo też minister rolnictwa dotąd jakoś szczególnie nie przykuwał uwagi opinii publicznej. Zaczął jednak przykuwać uwagę hodowców świń, z coraz większym przerażeniem patrzących na spadające ceny żywca. Wreszcie szef ludowców, a zarazem minister gospodarki, Janusz Piechociński uderzył pięścią w stół i zażądał – w okolicznościach ponoć wielce dramatycznych – dymisji ministra i głównego weterynarza kraju. Bo to ci dwaj panowie nie spisali się w krytycznej sytuacji zagrożenia afrykańskim pomorem świń i kolejnego rosyjskiego embarga na polskie mięso. Kalembę szybko zastąpił Marek Sawicki, który jako doświadczony minister ma rozwiązać problem pomocy dla hodowców.
Rzecz jednak ma charakter o wiele głębszy niż tylko zmiana kadrowa. Wszyscy, a zwłaszcza znający kulisy ludowej polityki, spodziewają się, że to dopiero początek zmian, i że wreszcie w fotelu szefa PSL wyląduje właśnie… Sawicki. Piechociński próbował dymisją ratować swoją pozycję w partii, ale chyba nie uratuje. Teraz jeszcze trzeba, aby z Sawickim, który ma wiele instrumentów partyjnego oddziaływania (posady w agencjach, pieniądze do rozdawania), sprzągł się Waldemar Pawlak, który – jak mówią – Piechocińskiemu wygranej nigdy nie daruje, i obecny minister rolnictwa osiągnie nieosiągalne, czyli zostanie wreszcie prezesem partii. Nie wiem tylko, czy dręczy go pytanie: jakiej partii i czy w ogóle będzie się jeszcze o co starać?
Ludowcy mieli wypracowany model działania: jak prezesa wybrali, to na jakiś czas wokół niego się konsolidowali. Teraz przeciwnie, podzielili się i dzielą nadal. Partyjne gry trwają, a Piechociński swojego autorytetu jako prezes nie buduje.