Wyobraź sobie, że Polska znów jest razem, wyobraź sobie, że w Sejmie panuje zgoda, a politycy spierają się tylko o to, jak obniżyć podatki” – rozmarzył się w pierwszym wyborczym spocie Jarosław Gowin, idąc tropem słynnego „miałem sen” Martina Luthera Kinga. Postanowiłam więc i ja wyobrazić sobie, jak bardzo zmieniłaby się, a także uspokoiła polska polityka, gdyby wszyscy ci liderzy, wiceliderzy i wicewiceliderzy, którzy dziś zajmują „jedynki” w wyborach do Parlamentu Europejskiego, zdobyli mandaty i z mniejszą częstotliwością zaludniali telewizyjne i radiowe studia oraz obiecywali zdecydowanie mniej gruszek na wierzbach. Toż prawie cała opozycyjna, zwłaszcza ta drobnicowa, elita do PE się wybiera, okupuje „jedynki”, licząc, że spełni się sen i jakoś ten wyborczy próg przeskoczy.
Niestety, nic nie wskazuje, aby ci liderzy i wiceliderzy zmieścili się w polskiej „pięćdziesiątce”, którą wybierzemy 25 maja. Tak więc obecny spot Jarosławowi Gowinowi przyda się na następne kampanie. Co o tyle ma znaczenie, że nowe byty polityczne mają mocno ograniczone fundusze, więc muszą szukać oszczędnych form promocji.
Oto poseł Arkadiusz Mularczyk (Solidarna Polska), który niedawno wykazał się małą solidarnością wobec bezdomnego psującego mu estetykę sąsiedztwa – teraz zaopiekował się niepełnosprawnymi dziećmi i ich rodzicami. Bez żadnych politycznych intencji oczywiście, wszak kierowało nim wyłącznie humanitarne przesłanie. Można oczekiwać, że w trakcie kampanii pojawią się w Sejmie następne grupy z niewątpliwie słusznymi roszczeniami.
Tymczasem mamy już listy kandydatów do PE. Merytorycznie najlepsze – pod względem doświadczenia, pozycji zajmowanych już w Europie przez poszczególnych polityków i ich autentyczną pracę w PE czy w Sejmie – przedstawiła Platforma.