Inicjatorkę przedsięwzięcia, posłankę Platformy Jagnę Marczułajtis, która słabo się nadaje na przedstawicielkę patriarchatu, zasłonił męską piersią prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski, który inicjatywę po dżentelmeńsku wziął na siebie. Stwierdził, że nie może już słuchać tych idiotyzmów wypowiadanych przez krytyków olimpiady, że fundują nam oni tylko typowe polskie piekiełko, poszerzając krąg wiecznych frustratów. Prezydent zadecydował – będzie referendum i niech mieszkańcy zabiorą głos (nie wierzy, by wielu było przeciw, bo tylko idiota – czytaj biznes – może igrzyska odrzucić). Na razie w rozgardiaszu słabo się przebija głos wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, że lwią część kosztów muszą wziąć na siebie samorządy, a nowe ewentualne inwestycje centralne ograniczą się przede wszystkim do już zaplanowanych.
Tak więc czwarta kadencja prezydenta Krakowa, człowieka praktycznie bez politycznego zaplecza, coraz bliżej. Nawet wrogowie przyznają, że na dziś konkurencji nie ma i mistrzowsko żegluje między partyjnymi interesami. Za to jego potencjalny kontrkandydat, obecny szef sztabu wyborczego PiS Andrzej Duda, zaliczył już wpadkę przy produkcji pierwszego spotu telewizyjnego w kampanii do Parlamentu Europejskiego. Pomylono tam prawie wszystko, co było do pomylenia. Szczególnie kompromitujące było przypisanie Jackowi Rostowskiemu (zadłużył Polskę bardziej niż Gierek – ogłosili pisowscy stratedzy) funkcji ministra skarbu. Wprawdzie Dudę przy produkcji feralnego spotu wspierał, jak wykazało wewnętrzne partyjne śledztwo, b. szef TVP2, ale jednak nie spisał się, czym potwierdził, że ławka rezerwowych w partii Kaczyńskiego jednak krótka. Jeszcze chwilę i w partyjnych szeregach zapanuje tęsknota za Bielanem i Kamińskim, z których każdy walczy dziś na innym froncie.