Wszyscy ludzie Jacka Sasina
Jacek Sasin, pomysłodawca projektu metropolii warszawskiej, i jego rodzina posad pełna
[Tekst został opublikowany w POLITYCE 27 kwietnia 2014 roku.]
Opinia posła PiS Jacka Sasina na temat zatrudniania rodzin polityków w urzędach brzmi jasno: „Tak naprawdę nie wszystko da się załatwić prawem, bo trudno sobie wyobrazić takie przepisy, które będą chociażby mówiły, że rodziny polityków nie mogą być zatrudniane w takich lub innych miejscach. To kwestia pewnego obyczaju”. Wygłosił ją, gdy po tzw. aferze z taśmami Serafina PiS zaczął pisać nigdy nieukończoną „Księgę nepotyzmu w Platformie Obywatelskiej”. Dość łagodna, jak na polityka niestroniącego od ostrych wypowiedzi, ale łatwiej zrozumiała, biorąc pod uwagę, ile osób z rodziny Sasina oraz jego współpracowników zajęło intratne posady w różnych urzędach.
Jak na standardy polskiej polityki, w której nepotyzm jest zjawiskiem niemal codziennym, tych kilkanaście osób z rodzinno-koleżeńskiego kręgu to dużo. Szczególnie że wszyscy związani są z jednym z najbardziej znanych polityków PiS, prawdopodobnym kandydatem tej partii na prezydenta stolicy w jesiennych wyborach samorządowych.
Został bohaterem pisowskiej prawicy, gdy jako wojewoda mazowiecki próbował pozbawić stanowiska prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz (za niezłożenie na czas oświadczenia majątkowego), a potem, po katastrofie smoleńskiej, pełniąc funkcję wiceszefa Kancelarii Prezydenta, stał się niejako strażnikiem pamięci Lecha Kaczyńskiego.
Niesiony tą falą z impetem wpadł do Sejmu. Choć w wyborach 2011 r. debiutował i dostał dopiero piąte miejsce na liście w okręgu podwarszawskim, zdobył bez mała 30 tys. głosów, zostawiając za plecami takie nazwiska, jak Ludwik Dorn czy Jan Szyszko. W kampanii nie przebierał w słowach. To wtedy cytował zdanie, za które ostatnio stanął przed sądem: „Lecha nie ma, ale został nam jeszcze ten drugi”.