Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Troska zbyt beztroska

Resort sprawiedliwości przeprasza prokuraturę, ale nie do końca

Minister sprawiedliwości Marek Biernacki i Prokurator Generalny Andrzej Seremet. Minister sprawiedliwości Marek Biernacki i Prokurator Generalny Andrzej Seremet. materiały prasowe
Przedstawiciel resortu najpierw oznajmił sejmowej komisji praw człowieka, że ostra krytyka, a w zasadzie atak, jaki przypuścił w ubiegłym tygodniu na prokuratorów, wynikał z troski o autorytet państwa za granicą. Dzień później ten sam urzędnik razem z szefem resortu podtrzymali krytykę.

Pewnie dlatego jako posłańca – już nawet nie kompromitującej, ale żenującej – wiadomości minister sprawiedliwości przed sejmową komisję wysłał swojego zastępcę.

Otóż zastępca ministra Michał Królikowski oznajmił  jakby nigdy nic  sejmowej komisji praw człowieka, że ostra krytyka, a w zasadzie atak, jaki resort sprawiedliwości przypuścił w ubiegłym tygodniu na prokuratorów (oszczędzając, co znamienne, funkcjonariuszy ABW), wynikała z... troski o autorytet państwa za granicą. Oto bowiem pojawiły się tam sugestie, że w Polsce zagrożona jest wolność mediów. Resort zatem chciał dać im odpór, wskazując jako winowajcę niezależną od władzy wykonawczej prokuraturę. Wiceminister w końcu ją przeprosił, podkreślając, że swoją akcją nie naruszyła prawa, a najwyżej „niedostatecznie rozpoznała obowiązujące standardy” i w konsekwencji mogła zadziałać „zbyt inwazyjnie”.

Teraz jednak okazuje się, że... wszystkiemu winni dziennikarze, bo to ponoć oni źle zrozumieli posłańca złych wiadomości, czyli wiceministra Królikowskiego, który łagodził rozbieżność opinii resortu z prokuraturą. Oto sam szef (oraz ów źle zrozumiany podwładny) zdecydowali się wydać „Informację”, że wcale nie wycofują się z krytyki prokuratury. Tylko czy aby taka postawa nie ociera się o naruszenie wolności mediów? I najważniejsze: co z tego prawniczo-urzędniczego bełkotu może pojąć zwykły obywatel?

To, że resort jakoś próbuje łagodzić awanturę, byłoby godne pochwały. Rzecz w tym, że jego oceny doprowadziły do:

* konfliktu dwóch zajmujących się praworządnością instytucji państwa,

* powstania w opinii publicznej wrażenia, że przepisy można interpretować, jak się komu podoba (albo: jak komu dyktują doraźne potrzeby polityczne), 

* a wreszcie, co najważniejsze, ugruntowania przekonania – nie tylko w kraju, ale także za granicą właśnie – o gwałceniu w Polsce wolności mediów!

Reklama