Na razie (do poniedziałku 30 czerwca) krąg podejrzanych z zarzutami to cztery wymienione wyżej osoby. Prokuratura ma świadomość, że to zaledwie niewielki fragment całości.
Do gry wchodzą analitycy kryminalni, najpierw z ABW, potem z CBŚ. Zapewne to oni wskazują na możliwy związek Falenty z tą sprawą. Ustaliliśmy, że korzystają z komputerowych programów analizujących powiązania kapitałowo-osobowe. Narzędzie jest nowoczesne, działa szybko, ale wyciąganie z takiej analizy wniosków wymaga sporej rozwagi i doświadczenia.
Program pokazuje mapę powiązań. Kto, z kim, gdzie i kiedy? Nie odpowiada natomiast na pytanie być może najistotniejsze: po co? To trzeba samemu wydedukować. Przy Marku Falencie – dziś głównym podejrzanym – program podpowiada różne tropy. Kontaktował się z dziennikarzem Piotrem Nisztorem (tym, który przekazał redakcji „Wprost” nagrania), zatrudniał w swojej firmie Łukasza N., menedżera sali. Analitycy mówią: bingo, mamy go! Ale czy na pewno?
Trop pisany cyrylicą
Zastanówmy się, jaka jest sprawność specjalistów z ABW? Coraz mniejsza, w tej służbie pogłębia się kryzys. To efekt nieustającej reformy.
Reforma to puste hasło, sprowadza się do odchudzania. Odesłano doświadczonych funkcjonariuszy na emerytury, nowych nie przyjęto – z ponad 6 tys. etatów zostało niecałe 4,5 tys. Nie wiadomo, dlaczego to właśnie ABW powierzono śledztwo dotyczące nielegalnych podsłuchów. Chyba że uznano je za terroryzm albo próbę zamachu stanu. Dopiero kiedy okazało się, że ABW jest, delikatnie mówiąc, średnio gotowa do skutecznego śledztwa, włączono do pracy CBŚ.
Ale CBŚ pozostaje na drugim planie, to ABW ma wpływ na kierunki działań. Zapewne właśnie z Agencji popłynął wprost do uszu premiera Tuska podszept o rosyjskiej inspiracji akcji podsłuchowej w związku z interesami węglowymi i gazowymi.
Oto czego dowiedzieliśmy się o ustaleniach śledztwa.