Jarosław Kaczyński dał liderom Solidarnej Polski oraz Polski Razem niespełna dwa tygodnie na porozumienie się z PiS – czytaj: przyjęcie warunków zaproponowanych przez jego partię. Mowa jest o założeniu nowego klubu parlamentarnego, współpracy przed wyborami samorządowymi i zorganizowaniu kongresu prawicy (ten – nieoficjalnie – zaplanowany jest już na 12 lipca). Wreszcie – wspólnych listach w wyborach parlamentarnych i niewysuwaniu własnych kandydatów w wyborach prezydenckich. W zamian PiS ma podobno uszanować autonomię obu ugrupowań i porozumieć się w kwestiach programowych. Ale najpierw – mały test lojalności: poparcie pisowskiego wniosku o konstruktywne wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska.
Ta z pozoru koncyliacyjna propozycja jest kolejną taktyczną zagrywką Kaczyńskiego. Liderom obu konkurencyjnych wobec PiS partii grozi, że ich polityczne zaplecze rozpuści się w PiS. W Sejmie można usłyszeć opinię, że Kaczyński zagania owce (w mniej delikatnej wersji – barany) do zagrody, aby je łatwiej potem ostrzyc. Gowin może jeszcze coś na tym ugrać, ale Ziobro raczej nie powinien na nic liczyć. Bo prezes może nierychliwy, ale pamiętliwy.