Niedawno mieliśmy okazję przyglądać się, w jaki sposób nowy szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker budował swój gabinet i jak ważny był w tym procesie „czynnik genderowy”. Przyjęto za oczywiste, że Polska nie dostałaby ważnej teki komisarza rynku wewnętrznego, gdybyśmy zamiast Elżbiety Bieńkowskiej zaproponowali mężczyznę. Zresztą, jeśli popatrzeć na mapę polityczną Europy, na północy – od Norwegii, przez Danię, Litwę, Łotwę, Polskę, po Niemcy – utworzył się pas kobiecego przywództwa. Także, patrząc na inną część globu, w krainie machismo, czyli w Ameryce Południowej, kobiety sprawują rządy w Brazylii, Argentynie, Chile, a w USA do sukcesji po Baracku Obamie jest przymierzana, i to z dużymi szansami, Hillary Clinton. Nie wspominając niespodzianki, jaką we Francji może sprawić Marine Le Pen. Słowem, dziwność to w dzisiejszym świecie umiarkowana, ale w Polsce, gdzie od kilkunastu miesięcy jest prowadzona akcja przeciwko „ideologii gender” (która jakoby zamazuje i miesza „naturalne” role płci), ta nominacja to prowokacja. Jeśli ktoś ma należytą odporność, wystarczy poczytać rozmaite prawicowe gazety, a zwłaszcza bardziej swobodne propisowskie portale i fora internetowe, żeby znaleźć się w strefie damskiego boksu. Kabaretowe sceny z „Seksmisji” tu nabierają wymiaru jakiejś ponurej groteski.
Gdzieś tam w tle, pomijając mizogińskie popisy, pojawiają się, skądinąd uzasadnione, spekulacje, jaki będzie styl sprawowania urzędu przez Ewę Kopacz, co w polityce oznacza, jeśli w ogóle istnieje, „czynnik kobiecy”? Nawet przy dobrej woli łatwo tu ugrzęznąć w świecie stereotypów, gdzie mężczyznom przypisuje się skłonność do rywalizacji i konkurencji, a kobietom do opiekuńczości i koncyliacji. Szczerze mówiąc, w naszej zmaskulinizowanej polityce, nawet przez politologów opisywanej w kategoriach walki samców alfa, przydałoby się nieco więcej kobiecego realizmu, powściągliwości i empatii, takie też cechy osobowości ma, bez wątpienia, nowa premier. Ale musi też okazać należytą „męską” twardość i odporność. Ten rząd nie może liczyć na żadne 100 dni spokoju, żadną taryfę ulgową, żadne odruchy dżentelmeńskie. Sorry, taki mamy polityczny i ideologiczny klimat.