Cienka czerwona linia
Polskie reakcje na słowa szefa FBI mogą odebrać nam wiarygodność
Szef FBI to wysoki urzędnik państwowy. Nazywanie go nieukiem czy ignorantem może być nietrafione. Wystarczy zajrzeć na oficjalną stronę i przeczytać całość przemówienia Jamesa Comeya. Lwia część jest całkowicie do przyjęcia.
Dla mnie ciekawa była też wzmianka, że wracając niedawno z wizyty w Europie Wschodniej, dyrektor Comey czytał książkę Viktora Frankla, wybitnego austriackiego psychologa i więźnia Auschwitz, poświęconą sposobom, w jaki człowiek stara się nadać sens swej egzystencji. Taką książką amerykański „burak” raczej by się nie zaczytywał.
Fatalne słowa o wspólnictwie Niemców, Polaków czy Węgrów w eksterminacji Żydów w Europie padają pod koniec jego przemówienia i słusznie wywołały protesty. To niedopuszczalny w tak tragicznym kontekście skrót myślowy. Ewidentna wpadka, która komuś na tak ważnej posadzie i w tej akurat sprawie nie powinna się była zdarzyć. Pośrednio przyznał to ambasador USA w Polsce Stephen Mull: słowa szefa FBI są „nieprawdziwe, szkodliwe i obraźliwe”. Jak na amerykańskiego dyplomatę, mocne.
Mocne wilki
Niestety, prócz słusznych protestów i interwencji dyplomatycznej rozwiązał się też worek ze spekulacjami. Niechlubną palmę pierwszeństwa przyznałbym Leszkowi Millerowi (SLD) i Zbigniewowi Kuźmiukowi (PiS).
Miller usłyszał w słowach Comeya „sygnał dla elit”, by przypisywać Polsce współodpowiedzialność za Holokaust. Mało tego, wytykał ministrowi Schetynie, że mówi o „Nocnych Wilkach” Putina, a milczy o Comeyu. W pewnym wieku nawet doświadczonym politykom wszystko zaczyna się kojarzyć ze wszystkim, co w końcu odbiera im wiarygodność.