Naruszanie prawa i wykorzystywanie instytucji państwa dla partyjnych interesów – do tego sprowadzają się zarzuty Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej Sejmu wobec Zbigniewa Ziobry, postawione, notabene, w przeddzień ósmej rocznicy śmierci Barbary Blidy. Teraz od decyzji wszystkich posłów zależy, czy minister sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i jedna z ikon tzw. IV RP odpowie za to przed Trybunałem Stanu (wniosek musi poprzeć 3/5 ustawowej liczby posłów, czyli 276 z nich).
Oczywiście ewentualne postępowanie przez Trybunałem będzie miało, prócz czysto prawnego, także wymiar polityczny. Taka już natura tego organu – swoje robi i charakter rozpatrywanych przezeń spraw, i pozycja osądzanych osób, a wreszcie sam sposób wyboru sędziów i formułowania oskarżeń.
Ale też dlatego absurdalne są zarzuty, jakoby pociągnięcie do odpowiedzialności Ziobry było politycznym odwetem bądź zagrywką przedwyborczą. Przecież tak naprawdę do rozliczenia patologii związanych z koncepcją tzw. IV RP – symbolizowanych przez hasła zwalczania wszechobecnej ponoć korupcji i wszechmocnego „układu” czy też rozszerzanie zakresu lustracji – powinno dojść od razu po odsunięciu jej wyznawców od władzy jesienią 2007 roku.
Wyrażony wtedy w głosowaniu werdykt obywateli był wszak jednoznaczny – dowodził, że wyborcy w większości nie godzą się na styl rządzenia państwem praktykowany przez Jarosława Kaczyńskiego, bo nie chcą żyć w atmosferze wciąż podsycanego strachu i fobii, mają dość rzucanych garściami obelg i bezpodstawnych sugestii oraz wszechwładzy rozmaitych specsłużb i uległych politycznie prokuratorów.
To w konsekwencji wyborów 2007 roku należało przyjrzeć się prawnym aspektom działania kluczowych dla praktyki IV RP instytucji.