Śmierć w Kutnie
Śmierć na komendzie w Kutnie to przestroga, że w policji dzieje się coś bardzo złego
Niedawne wydarzenia w Kutnie wpisują się do czarnej księgi polskiej policji. Może już czas na białą księgę.
29-latek został przywieziony na komendę w Kutnie, aby uzupełnić wyjaśnienia w sprawie kradzieży, którą mu zarzucano. Przesłuchiwał go doświadczony policjant w stopniu aspiranta sztabowego. Funkcjonariusze przebywający w sąsiednim pomieszczeniu w pewnym momencie usłyszeli dwa strzały bezpośrednio jeden po drugim i po kilku sekundach trzeci strzał. Aspirant wyszedł z pokoju i oświadczył, że podejrzany potrzebuje pomocy medycznej. Młody mężczyzna leżał na podłodze w kałuży krwi. Zmarł wkrótce potem.
Według wyjaśnień przesłuchującego policjanta w chwili, kiedy podejrzany miał podpisać protokół, doszło do szamotaniny. 29-latek próbował odebrać mu broń (wyjąć z kabury?). Podczas szarpaniny padły przypadkowe strzały. Jak na przypadek były wyjątkowo celne – dwa pociski przeszyły głowę ofiary.
Ktoś powiedział, że tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, co zaszło w pokoju przesłuchań. Miał rację. Oprócz zeznań policjanta nie ma innych dowodów bezpośrednich. W pokoju nie było kamery, czynności nie dokumentowano w systemie audio, żaden świadek nie widział zdarzenia.
Jak to możliwe, że zachowujący się spokojnie podejrzany nagle miał zdecydować się na desperacką i bezsensowną próbę rozbrojenia policjanta, wiedząc, że za ścianą przebywają inni funkcjonariusze? Doświadczenie życiowe podpowiada, że to raczej niemożliwe. Jeżeli, jak sugerują niektórzy, był pod wpływem alkoholu lub narkotyków, to by znaczyło, że złamano procedury przesłuchania. Nie można protokołować wyjaśnień pijanego, należy poczekać na jego wytrzeźwienie. Śledztwo i badania toksykologiczne wyjaśnią, jak było naprawdę, ale wątpliwości pozostaną.
Brutalni zalęknieni
Coś złego dzieje się z polskimi policjantami.