Brawo, Robert Biedroń. Decyzja o niewpuszczeniu do Słupska Cyrku Arena pokazuje, że można walczyć z okrucieństwem wobec zwierząt.
Nasze prawo nie mówi wprawdzie wprost o zwierzętach cyrkowych, nie zabrania wykorzystywania zwierząt – także dzikich – do zabaw rodem ze średniowiecza. Ale prezydent Słupska dobrze zinterpretował ustawę o ochronie zwierząt, odniósł się do ducha prawa, nie do litery.
Artykuł 6. ustawy mówi o prawach zwierząt wykorzystywanych do celów rozrywkowych i sportowych, zabrania znęcania się i zaznacza, że tresura nie może być źródłem cierpienia. Zwykle jest: bicie, używanie prądy, zmuszanie do pokonywania lęku – to przecież znane metody osiągania celu przez treserów.
Zaklinaczy koni nie ma zbyt wielu na świecie. Uległość i posłuszeństwo osiąga się przeważnie z użyciem siły wobec bezbronnego lub słabszego zwierzęcia. I to jest naruszenie prawa. Samo słowo tresura budzi sprzeciw i lęk.
Oczywiście cyrkowcy tłumaczą, że osiągają sukces dzięki łagodności i perswazji, Cyrk Arena na swej stronie internetowej zapewnia, że bardzo się tam dba o zwierzęta, „a one odwzajemniają się współpracując z treserem”. Ale czy tak jest w rzeczywistości?
Nieludzkie cierpienia
Nawet gdyby było, gdyby tresura odbywała się bez użycia bata i metalowego – często rozpalonego do czerwoności – pręta, to cyrk z samej zasady jest miejscem znęcania się nad zwierzętami. Przetrzymuje się je w niewłaściwych warunkach, ciasnych klatkach, bez wybiegu, często w upale lub zimnie, w ciągłym stresie. Całe życie w ciasnej klacie – czy to nie jest znęcanie się i zadawanie cierpienia?
Stresem jest występ przed publicznością, hałas, światła, oklaski, zapach obcych ludzi, inny każdego wieczoru.