To dobrze, że Polska podtrzymała w Brukseli deklarację o przyjęciu 2000 osób. Dobrze, że nie uchylamy się od współpracy w ramach UE w kwestii migrantów. I że rząd nie ulega anty-imigranckiej histerii na prawicy. Przynajmniej oficjalnie.
Polacy zaznali gorzkiego losu imigrantów i uciekinierów. A dzięki Europie otwartych granic coraz więcej Polaków weryfikuje stereotypy i uprzedzenia dotyczące innych narodów. Zwykle na korzyść. Częściej zdarzają się związki i małżeństwa mieszane, a nic tak nie leczy z nie popartych niczym uprzedzeń, jak doświadczenie Innego we własnej rodzinie.
Skąd ta pewność polityków pokroju Jarosława Gowina, że Polacy patrzą na imigrantów tak samo niechętnie i podejrzliwie jak on? Może poseł pofatygowałby się do Tarnowa, w którym właśnie zaczyna nowe życie czworo uchodźców z Syrii. Może by posłuchał, co na ten temat mają do powiedzenia i Syryjczycy, i tarnowianie. Są problemy, ale nie z dżihadem.
Straszenie bez konkretnych dowodów, że uchodźcy są nasłani przez terrorystów w wywrotowych celach, jest nieodpowiedzialne politycznie i społecznie. Zwłaszcza, że były minister sprawiedliwości dobrze wie, że procedury przyjmowania imigrantów przewidują udział służb specjalnych.
W zeszłym roku na zlecenie naszego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zbadano nastawienie Polaków do imigrantów. Działo się to już w okresie coraz większego chaosu na Bliskim Wschodzie i w Afryce północnej. Polacy deklarują w tym badaniu nastawienie raczej pozytywne: na „tak” jest w sumie 65 proc. Zdecydowanie na „nie” – 6 proc. Być może dzisiaj wyniki byłyby gorsze, ale chyba nie radykalnie*.
W brukselskich kuluarach niektórzy polscy dyplomaci nie kryją ponoć niezadowolenia, że jednak „wymuszono na nas” przyjęcie „aż” 2 tys.