Każda kolejna ekipa rządząca reformuje publiczną służbę zdrowia po swojemu, od nowa. Zyskuje kilka miesięcy, po czym okazuje się, że się nie poprawiło. Ciągle jest źle, ale inaczej. PiS idzie jeszcze dalej, zapowiada rewolucję, czyli powrót do stanu sprzed 1999 r. Pomoże?
Trzeba przypomnieć, po co jedliśmy tę żabę, zmieniając system ochrony zdrowia. Rząd AWS-UW, z Jerzym Buzkiem jako premierem, włączył zdrowie do tzw. pakietu czterech wielkich reform. Zmian domagali się wszyscy: pacjenci, lekarze i pielęgniarki. W systemie odziedziczonym po PRL pieniądze na opiekę zdrowotną były przydzielane z budżetu państwa. Ale minister zdrowia nigdy nie miał siły przebicia i zawsze dostawał za mało. Placówki medyczne cierpiały na chroniczne niedoinwestowanie. Płace pracowników służby zdrowia tradycyjnie sytuowały się w ogonie budżetówki, lekarzy były wciąż żenujące.
Polityka
34.2015
(3023) z dnia 18.08.2015;
Raport Polityki;
s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Służba zdrowia do leczenia"
Joanna Solska
Publicystka „Polityki”. Studiowała teatrologię, bo w PRL teatru nie musieliśmy się wstydzić przed światem. Dzięki temu pisze „ludzkim językiem” o sprawach trudnych, takich jak gospodarka. Laureatka nagród, m.in. Eugeniusza Kwiatkowskiego, Dariusza Fikusa, Pryzmat i w konkursie Grand Press za najlepsze teksty ekonomiczne.