Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Janusz Wojciechowski o areszcie dla prof. Andrzeja Rzeplińskiego

. . Adam Stepień / Agencja Gazeta
Janusz Wojciechowski, eurodeputowany PiS, swoim postulatem przebija samego Jarosława Kaczyńskiego. To już nie tylko „ekstrawagancja umysłowa”, ale coś więcej.

Janusz Wojciechowski, jeszcze niedawno organizator głośnej podczas kampanii prezydenckiej inicjatywy „Duda pomoc”, postanowił teraz pomóc w rozwiązaniu kłopotów samemu pryncypałowi. Chce to robić z właściwą sobie, łagodnie mówiąc, bezceremonialnością.

Janusz Wojciechowski ma wprawdzie prawnicze wykształcenie, lecz kompletnie do tej profesji nieprzystający rewolucyjny temperament i takież ambicje. Nie bez powodu pewnie jego życiorys jest tak pogmatwany. Bo owszem, po studiach w Łodzi przez jakiś czas praktykował – jeszcze w PRL – jako asesor prokuratorski, a potem sędzia. Jednak już wtedy zdradzał zapędy polityczne, bo w 1984 r. wstąpił do satelickiego wobec PZRP Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.

Po 1989 r. płynnie przeszedł do PSL i poszedł w politykę na całego. Z ramienia ludowców był posłem, a także – z nadania swojej ówczesnej partii oraz, co dziś pewnie dlań wstydliwe, SLD – szefem Najwyższej Izby Kontroli. W końcu zbliżył się do PiS i z listy tego ugrupowania kolejną kadencję jest eurodeputowanym.

Równocześnie cały czas uprawia tzw. wyrazistą publicystykę. Nie wzbrania się w niej przed nader agresywnym, a często obraźliwym językiem, który nie przystoi nawet politykowi, a już na pewno prawnikowi. Głównym celem krytyki, a w zasadzie ataków, Wojciechowskiego jest obowiązujący w Polsce po 1989 r. system prawny i wymiar sprawiedliwości. Ostatnio na przykład europoseł nie zawahał się porównać sądy Rzeczpospolitej z „bolszewikami” oraz „oprawcami” z „obozów koncentracyjnych i łagrów”.

Reklama