Sam Prezes ani jego ludzie zadania nie ułatwiają, opędzając się ogólnikami. Jest lista obietnic wyborczych, ale one miały służyć wygraniu wyborów i coraz wyraźniej widać, że są dla nowej władzy kłopotliwe. Odbywa się jakaś wielka kumulacja władzy, nie ma jednak pewności, czy to jest cel sam w sobie, czy środek do jakiegoś celu? I jakiego?
Jest domniemanie, że tylko Prezes wie, o co chodzi, choć i na to dowodów brak. Ba, nie ma nawet poręcznej nazwy dla tego projektu, która jakoś oddawałaby intencje Prezesa. Hasło IV RP nie wróciło. Zapewne pasowałoby bardziej określenie „sanacja”, bo odwołanie do idei Naczelnika Państwa uzdrawiającego spróchniałą Rzeczpospolitą jest czytelne, ale mielibyśmy tu jakąś historyczną groteskę. Wiele osób nazywa tę osobistą, prywatną ideologię państwową „kaczyzmem”, co może jest i trafne, ale mało uprzejme. Właściwie nie znajduję dziś lepszego określenia niż „dobrozmian”.
Ostatnio pojawiło się kilka wypowiedzi Prezesa (zwłaszcza ta na konferencji w Radiu Maryja), a także analiz historycznych, które jakoś pośrednio pozwalają zrekonstruować podstawy dobrozmianu. Uproszczając, Prezes uważa, że cała III RP jest historią wielkiej manipulacji. To państwo narodziło się z grzechu pierworodnego, czyli porozumienia komunistów z częścią środowisk dysydenckich, wywodzących się (genetycznie) z rodzin mających związki z komunizmem. Symbolem ugody komunistów z antykomunistycznymi postkomunistami jest Okrągły Stół, którego świadkiem, bo raczej nie uczestnikiem, był Lech Kaczyński. To nowe państwo, zwłaszcza po zdradzie Wałęsy, który usunął ze swego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, dało władzę elitom „niezakorzenionym społecznie”.