Jastrzębie – ministrowie z samego rdzenia PiS, mający pod sobą wojsko, służby, policję czy wymiar sprawiedliwości – jak na swą reputację i możliwości pokazują w miarę łagodne oblicze. Gołębie zaś – politycy luźniej związani z PiS, zajmujący się gospodarką – twardo rywalizują ze sobą i są źródłem najostrzejszych wypowiedzi. To „gołębi” minister kultury Piotr Gliński beształ na wizji dziennikarkę TVP Info, gdy wojował z pornografią we wrocławskim spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, a Piotra Kraśkę oskarżył o przyjmowanie tajemniczych „zleceń”. To gołąb Jarosław Gowin lustrował u Moniki Olejnik dziadka założyciela KOD Mateusza Kijowskiego i to gołąb Witold Waszczykowski mówił o „cyklistach i wegetarianach”, którzy są jakoby nośnikami obcych dla Polski wartości.
Kłopot z naszkicowaniem obrazu rządu mają nawet ci, którzy patrzą na niego z wewnątrz. – Mam wątpliwości, czy nasz obóz ma jakiś cel. Ten minister zrobi to, ten tamto, mamy nawet jakieś preferencje, ale nie do tego stopnia, żeby się o nie zabijać. Wydaje mi się, że rząd to po prostu jeszcze jedno narzędzie Jarosława Kaczyńskiego do utrzymania przywództwa nad partią – mówi POLITYCE jeden z wiceministrów.
Trudno jest też budować wizerunek samej Szydło. Specjalista od politycznego PR: – Kampania poświęcona była budowie wizerunku kandydatki na premiera jako niezależnego polityka. Kaczyński zburzył to w parę dni po wyborach, gdy pozwolił na przecieki, że jej nominacja jest niepewna, i ustalając z kolegami skład jej gabinetu. Teraz nie da się już tego nadrobić.
Słaba premier, silny naczelnik
Oficjalnie w rządzie są co najwyżej różnice zdań.