Jeśli Centralne Biuro Antykorupcyjne inwigilowało Komendanta Głównego Policji Zbigniewa Maja, ale nie powiadomiło o tym jego przełożonych, dowodzi to kiepskiej pracy służb specjalnych rządu PiS i/lub konfliktów w łonie gabinetu Beaty Szydło. Świadczy także co nieco o koordynatorze służb Mariuszu Kamińskim.
Reporterzy RMF przekonują: Kamiński w dniu nominacji Maja na stanowisko szefa policji dowiedział się od szefa CBA, że nazwisko komendanta przewija się w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości w kaliskim samorządzie. Miał ocenić, że materiały Biura są poważne, niewykluczone jest więc postawienie szefowi policji zarzutów.
Nie powiadomił jednak o tym jego przełożonego, czyli odpowiedzialnego za nominację ministra spraw wewnętrznych (i swojego kolegę z rządu) Mariusza Błaszczaka. CBA miało za to – właśnie za sugestią Kamińskiego – zacząć sprawdzać, na jakim etapie jest postępowanie prokuratorskie, a być może także inwigilować samego szefa policji – m.in. podsłuchiwać jego telefony.
Jeśli historia ta okaże się prawdziwa, byłaby ona dowodem na:
1. kiepską pracę służb specjalnych rządu PiS. Wszak kandydat na szefa tak ważnej instytucji, jaką jest policja, powinien być przed nominacją dogłębnie sprawdzony (zwłaszcza w kontekście antykorupcyjnej właśnie retoryki partii rządzącej). Tymczasem okazuje się, że na żonie Cezara kładzie się jakiś cień podejrzeń (co z tego, że może wątpliwy czy błahy).
2. ambicje służb. Niewykluczone bowiem, że nowe kierownictwo CBA swoje wiedziało, tyle że postanowiło zagrać tymi informacjami – i wykorzystać je do wzmocnienia pozycji Kamińskiego (nie tylko z sentymentu, ale i z nadzieją na późniejszą wdzięczność) w rządzie. Przecież dymisja komendanta policji po ledwie dwóch miesiącach sprawowania urzędu godzi także w powagę mianującego go ministra, czyli Błaszczaka.