Wywołaj kryzys, a później spektakularnie się z nim mierz. To przepis, po który nagminnie sięgają politycy. To tę taktykę stosuje rząd PiS w sprawie lasów Puszczy Białowieskiej.
Najpierw minister środowiska Jan Szyszko, przy wsparciu autorytetu naukowców-leśników i branży leśnej, rozpętał burzę. Zapowiedział ostre cięcia Puszczy, chciał w ten sposób walczyć z chrząszczem kornikiem drukarzem zjadającym białowieskie świerki. W Wielki Piątek zgodził się na kilkukrotne zwiększenie limitu wycinki w nadleśnictwie Białowieża, jednym z trzech puszczańskich nadleśnictw administrujących lasami Puszczy pozostającymi poza parkiem narodowym.
Natomiast teraz dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski ogłasza ochronę znacznej porcji tego, co minister chciał wycinać. Przy czym dyrektor podlega ministrowi, więc to minister ręką dyrektora ogranicza to, co sam wcześniej zwiększał. Najnowszy plan jest taki, by w Puszczy – szczegóły na tej mapie – powstały dwie nowe strefy ochronne, tzw. powierzchnie referencyjne. Większa z nich w nadleśnictwie Białowieża.
Leśnicy pozwolą, by na owych 5,6 tys. ha natura działała swoim rytmem.