W nawiązaniu do artykułu „Drogi wojownika” (POLITYKA 13) pragnę doprecyzować dwie kwestie. Otóż Jacek Świątkowski nie nadał mi stopnia mistrzowskiego w wu shu, a jedynie wystawił polski dokument potwierdzający ten stopień. Stopień mistrzowski miałem wówczas od ponad 20 lat i nikt go nie kwestionował.
Nie jest też prawdą, że, wspinając się solo, nie miałem dokumentacji przejść. Zawsze robiłem staranną dokumentację fotograficzną, jednak osoby, które próbowały moje przejścia kwestionować, zwykle po 20–30 latach nie wykazywały chęci, by się z nią zapoznać. Większość istotnych przejść była też obserwowana przez wiele osób, bo budziły sensację. Tatry, a nawet niektóre rejony Himalajów, to nie pustynia, gdzie nikogo nie ma i nikt nic nie widzi.
Krzysztof Łoziński