Paweł R., 22-letni student III roku wydziału chemii Politechniki Wrocławskiej, z nieznanych jeszcze motywów skonstruował urządzenie wybuchowe. Podłożył je w autobusie miejskim. Uruchomił zegar w momencie, kiedy do pojazdu wsiadło dużo pasażerów i sam natychmiast opuścił autobus. Jedna z kobiet zauważyła pozostawiony pakunek, podała go kierowcy, a ten błyskawicznie wyniósł znalezisko na przystanek. Prawdopodobnie ocalił dzięki temu życie wielu osób.
Być może Paweł R. chciał zostać naśladowcą braci Carnajev, którzy podłożyli domową bombę podczas maratonu w Bostonie. W Polsce także mieliśmy już do czynienia z szaleńcami atakującymi bez wyraźnych motywów. W latach 1998–99 w Warszawie grasował młody mężczyzna podkładający materiały wybuchowe w metalowych rurach. Nazwano go rurabomberem. W wyniku jego działalności kilka osób zostało dotkliwie poranionych, w tym dwie ciężko. Został skazany na 14 lat więzienia. Inny polski terrorysta działał w latach 2010–11 w Krakowie. Podłożył cztery własnoręcznie skonstruowane bomby, poranił kilka osób. Biegli uznali, że był niepoczytalny, trafił do zamkniętego ośrodka psychiatrycznego.
Bohater ostatnich dni podobnie jak poprzednicy zrobił bombę ze śrub i gwoździ, dodał do tego saletrę, ale tę kompozycję umieścił nie w metalowej rurze, lecz w garnku. Wrocławski garbomber chciał zabić, to ewidentne. Uwieczniono go na kilku kamerach z monitoringu, jak szedł ulicą z żółtą foliową torbą, jak wsiadł do autobusu i potem jak z niego uciekł, zostawiając śmiertelną pułapkę. Był ucharakteryzowany, na głowie miał kaptur, a pod nim prawdopodobnie perukę. Na oczach ciemne okulary. Nie do rozpoznania. Policja stanęła przed niesłychanie ciężkim zadaniem, bo musiała namierzyć anonima, postać bez twarzy i cech szczególnych.
Zadziałano błyskawicznie. Komendant Główny Policji insp. Jarosław Szymczyk podziękował za świetnie wykonaną robotę wielu policjantom, ale szczególnie ciepło wypowiedział się o analitykach. To właśnie specjaliści od analizy kryminalnej po zbadaniu tysięcy informacji, zapisów z kamer, logowań telefonów i wejść na specyficzne internetowe strony wytypowali krąg podejrzanych z Pawłem R. na czele. To był strzał w dziesiątkę.
Garbomber z Wrocławia, to wysoce prawdopodobne, chciał uderzać nadal, bo rzadko szaleńcy decydujący się na akt terroru zadowalają się jednorazowym wyczynem. Zagrożenie kolejnymi atakami oceniono jako bardzo wysokie, na poziomie czerwonego alertu. W ten sposób można obezwładnić strachem każde miasto świata. Dzięki policji udaremniono te zamierzenia. W Warszawie i Krakowie szukano sprawców wiele miesięcy. We Wrocławiu trwało to zaledwie pięć dni.
To dowód, że policja, korzystając z coraz nowocześniejszej techniki, potrafi w momencie zagrożenia działać skutecznie. Policja często ostatnio zbierała cięgi za swoje mniejsze i większe wpadki. Teraz trzeba ją pochwalić, bo rzeczywiście jest za co.