Prezes uderzył, Ziobro się odezwał
W sprawie Polańskiego Ziobro pokazał, kto tu rządzi. I przypodobał się prezesowi
Wystarczyło, by Jarosław Kaczyński zagrzmiał w minionym tygodniu (w piśmie „Do rzeczy”), iż w Polsce działa mechanizm pt. „powyżej pewnego poziomu obowiązuje immunitet w bardzo czasem drastycznych sprawach”... Wprawdzie wśród podanych przez prezesa przykładów były jedynie nazwiska Beaty Sawickiej, Weroniki Marczuk oraz „rodzina Wajdów”, ale przecież zawsze można apel twórczo podjąć. Zbigniew Ziobro od razu więc ogłosił publicznie, że właśnie złożył do Sądu Najwyższego kasację wobec wydanej jesienią ubiegłego roku decyzji krakowskiego Sądu Okręgowego o niewydawaniu Stanom Zjednoczonym Romana Polańskiego.
Prócz przypodobania się prezesowi ministrowi sprawiedliwości/Prokuratorowi Generalnemu pasują wszak i inne aspekty sprawy. Może przecież za jednym zamachem zyskać też na swoim podwórku: podważyć decyzję niezawisłego sądu (a Zbigniew Ziobro od dawna nie kryje, że sędziów nie ceni) i dać sygnał podległym sobie prokuratorom, kto tu teraz rządzi (krakowska prokuratura nie odwołała się dotąd od decyzji o odrzuceniu wniosku o ekstradycję).
A wreszcie – dać igrzyska żądnemu pańskiej krwi ludowi. Nie bez powodu przecież uzasadniając swoje posunięcie używa charakterystycznej retoryki.
Ziobro opowiada, że „Polański jest ścigany za gwałt na dziecku”. Z formalnoprawnego punktu widzenia – a Ziobro uważa się przecież na prawnika – jest to stwierdzenie dalece nieprecyzyjne, wręcz fałszywe: otóż reżyser jest obwiniany o uprawianie seksu z nieletnią. Nie mówiąc już o tym, że krakowski sąd nie rozstrzygał, czy Polański jest winien zarzucanych mu czynów (sam reżyser przyznał się do winy, ba, odbył karę), lecz zajmował dopuszczalnością ekstradycji.