Mistrz Czechow uczył, że jeśli w pierwszym akcie sztuki teatralnej widzimy strzelbę zawieszoną na ścianie, to w ostatnim strzelba wypali. Taka jest logika spektaklu i taka może być logika masowej psychologii. Jeśli ludzie rozmawiają o wojnie, to wojna może w końcu wybuchnąć. Grunt jest przygotowany. Nie chcę krakać, ale przesądzony już w referendum Brexit może być jednym więcej nabojem do strzelby Czechowa. Na wokandzie europejskiej staje sprawa wyrównywania rachunków między narodami, które czują się – tak jak połowa głosujących Brytyjczyków – ofiarami polityki prowadzonej w ramach „projektu Europa”. Entuzjastyczne przyjęcie Brexitu przez nacjonalistyczną prawicę zapowiada zaostrzenie konfliktów w Europie. W tym i w Polsce. Jeśli nie uda się ich rozstrzygnąć drogą pokojową, któryś z radykałów może rzucić hasło wojny. Kto wie, czy rozemocjonowane społeczeństwo, narzekające na liderów i elity, nie ulegnie wtedy diabelskiej wojennej pokusie.
Już ponad rok temu reporter „New York Timesa” pisał w korespondencji z Polski, że w polskich dyskusjach coraz częściej pojawia się temat wojny. Tworzą się kolejne grupy rekonstrukcji historycznej odtwarzające sceny wojenne, przybywa chętnych do zakupu broni na własny użytek i do wstąpienia do grup paramilitarnych. Wszystko przez Putina.
Fikcyjny scenariusz
By się przekonać, jak nerwowo reaguje wschodnia Europa na obecną agresywną politykę Rosji – pisał Rick Lyman w korespondencji z Kalisza – wystarczy się wybrać na ćwiczenia tutejszego Związku Strzeleckiego. Odkąd Rosja zaanektowała Krym i wsparła separatystów ukraińskich, do Związku zgłaszają się nowi ochotnicy, młodzi mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczęta.