Zdaniem autora książki „The End of Sex and the Future of Human Reproduction” robienie dzieci będzie wyglądało tak, że technik pobierze komórki naszej skóry, genetyk zamieni je w komórki macierzyste, następnie w rozrodcze, a te zostaną wykorzystane do zapłodnienia in vitro i produkcji setek zarodków, z których wybierze się te o najbardziej pożądanych cechach (np. takich jak atrakcyjny wygląd).
Obrońcy seksu podkreślają, że jest on nierozerwalnie związany z człowiekiem, a nasi przodkowie uprawiali go na długo przedtem, zanim zaczęli uprawiać ziemię. Nie jest zresztą tajemnicą, że do czasu wynalezienia rolnictwa ziemia służyła ludziom głównie do uprawiania seksu, a po jego wynalezieniu liczba ludzi uprawiających seks zawsze zdecydowanie przewyższała liczbę ludzi uprawiających ziemię.
Mimo to informację, że dzieci można mieć bez konieczności uprawiania w tym celu seksu, wiele osób powita z ulgą. Nie jest tajemnicą, że uprawianie seksu powoduje zadyszkę, nadwyręża stawy oraz może być przyczyną wylewu i małżeńskich nieporozumień. Wyeliminowanie seksu spowodowałoby, że człowiek nie musiałby w kółko o nim myśleć, a po przyjściu z pracy – uprawiać go w celu przedłużenia gatunku. Mógłby się skupić na karierze, oglądaniu telewizji, aktywności w mediach społecznościowych albo wzięciu udziału w jakimś marszu.
Seks w celach reprodukcyjnych rozwijałby się tylko w krajach słabiej rozwiniętych. Nie można wykluczyć, że i w społeczeństwach zachodnich niektóre osoby nadal płodziłyby dzieci w tradycyjny sposób, używając do tego siły mięśni, ale zasadniczo seks służyłby tylko temu, żeby – o ile to możliwe – mieć z niego jakąś przyjemność.