Oto kolejna niespodzianka, kolejne mgnienie wiosny, może być zresztą mgnienie lata czy jesieni. Chodzi o to, że Kaczyński znienacka wygłasza opinię, która nijak nie pasuje do jego wcześniejszych wypowiedzi, jest przez to zagadkowa i nakazuje zadawać sakramentalne pytanie: a o co chodzi?
Bo prezes PiS wielokrotnie pokazał, jak potrafi zmieniać stroje i miny, poglądy i opinie, nie przejmując się tym, że ten zbiór jest całkowicie niespójny, że robi wrażenie jakiejś gry taktycznej, sezonowej zabawy.
Nie ma co przytaczać tych wszystkich negatywnych sądów prezesa o pani kanclerz, insynuacji i złośliwości, było ich w ostatnich latach mnóstwo. O Niemczech dawnych (to zwłaszcza), ale i o dzisiejszych także. A tu nagle we wspomnianym wywiadzie nie tylko Angela Merkel dostaje dobre świadectwo, ale także państwo niemieckie jako najbardziej poważny partner gospodarczy. Co prawda podkreśla, że Niemcy powinny prowadzić swoją politykę po „partnersku”, a nie marzyć o jakiejś hegemonii w UE i tak dalej, niemniej nawet jeśli pojawiają się jakieś nuty historycznych remanentów, to tony są przyjazne i sympatyczne.
Przy okazji prezes Kaczyński postrofował trochę Komisję Europejską, której procedura ochrony praworządności ponoć „porusza się całkowicie poza unijnymi traktatami”, opowiedział się za decentralizacją UE i przeciwko wprowadzeniu euro do Polski.
Gdy rozbierze się ten wywiad na części, widać po pierwsze, że Jarosław Kaczyński nadal będzie prowadził politykę „suwerenną” wobec Europy, że nadal będzie mówił, że w Polsce z demokracją jest jak najlepiej. Po drugie, że postanowił na razie, na tym etapie, trochę złagodzić swoją idiosynkrazję wobec Niemiec, zapewne ze świadomością, że polityka Angeli Merkel była przez wiele lat niezwykle sprzyjająca interesom Polski, a też osobiście pani kanclerz wielokrotnie pokazała Polakom swoją życzliwość. Byłoby błędem osłabianie tych sympatii i tej pozycji wybitnej niemieckiej liderki, która w samych Niemczech ma teraz sytuację trudną, a też czeka ją niedługo ciężka próba wyborcza.
Co nie znaczy, że w następnym mgnieniu tenże sam Jarosław Kaczyński nie powie czegoś całkowicie odwrotnego, na potrzebę jakiejś awantury wewnętrznej bądź dlatego, że tak akurat będzie się mu chciało.